Cięcie głowy kości udowej wg zastosowania różnych rodzajów protez biodrowych:

A) endoproteza
B) endoproteza z krótkim trzpieniem (np nanos)
C) BMHR
D) BHR










źródło: Smith & Nephew

I hates

28 września 2010r.
Rehabilitacja, krzywo, źle... Wszystko!
Mam dość!
Czyżby pierwsza pooperacyjna depreszka?
Wróciłam do domu, padłam na łóżko i łzy same zaczęły mi napływać do oczu. Gdyby nie domownicy, pewnie ta chwila wyglądała by zupełnie inaczej, na pewno głośniej bym to przeżyła. Czasem, chyba warto się wykrzyczeć, by lepiej się poczuć. Choć ja nie bardzo lubię pokazywać się ze słabej strony, a ostatnio czuję się taka słaba.
Pan Krzysiu nadal daje mi wycisk, ćwiczenia z nim to już nie wakacje. Co spotkanie to wprowadza coś nowego, a coś eliminuje, pewnie dlatego, by nie przyzwyczaić ciała do stałego zestawu  ćwiczeń. Powoli widać efekty,jednak bardzo mnie "boli", gdy Krzysiek pokazuje na sobie jak ja chodzę, jakie błędy popełniam. Na pewno nie robi tego ze złym zamiarem, jednak na mnie to działa jak płachta na byka. Nie cierpiałam na siebie patrzeć, gdy mnie nagrywano na kamerę video, a teraz tą kamerą jest Krzysiek, który ekspresem odtwarza pokazując mi wszystko po kolei co źle robię. Najlepsze że jak chcę coś poprawić to wychodzi jeszcze gorzej. Np. mam prawe biodro wysunięte, a lewe schowane i gdy je wyprostuję, to czuję się jak pieprzony paralityk. Weźcie sobie wysuńcie ramię 20cm do przodu i idźcie przed siebie, to zrozumiecie o czym mówię. Ciężko mi nadal to w głowie poprzekładać, bo ja czuję się prosta tak, a nie jak Krzysztof mi każe stać.
Cholernie się boję tego całego etapu rehabilitacji, choć wcześniej myślałam że to tylko kwestia słabych mięśni. Teraz widzę, że przede mną długa droga.
Staw biodrowo krzyżowy nie daje mi o sobie zapomnieć. Czuję jakby mnie tam paliło czasem...Szlag by to wszystko...

26 września 2010

Ostatnia wizyta u rehabilitanta wykończyła mnie. Przestał się ze mną "pieścić", a ćwiczenia są coraz cięższe. Na początku wszystko było lajtowe, nie obciążające, lecz tym razem wyszłam padnięta na maksa. Oczywiście wszystkie ćwiczenia w granicy bólu, nigdy nic na siłę nie robi. Nadal jestem bardzo z niego zadowolona i nie mam zamiaru nic zmieniać. Czasem "pokrzyczy" na mnie wówczas od razu ćwiczenia robię poprawnie, bo u mnie nic nie idzie, nic nie umiem, natomiast on szybciutko mi udowadnia, że ja dane ćwiczenie robię zupełnie sama bez jego ingerencji. Na polecenie podniesienia nogi, ostatnio powiedziałam mu, że nie zrobię tego, bo po prostu nie umiem, wiec "pomógł" mi ciągnąc za wielki paluch u stopy. Po czym z dumą powiedział: wiesz, że ci nie pomogłem i to tylko kwestia umysłu? Problem jest również w tym, że muszę tyle rzeczy pilnować, by zrobić w miarę poprawnie krok. Bez przerwy słyszę stopa na zewnątrz, miednica do przodu, brzuch wciągnij, etc. Jak długo będę musiała o tym myśleć?


Weekend w szkole, a dokładnie 20godz. Bioderka nie buntowały się na szczęście. Dzielnie zniosły taką ilość godzin na szczęście.
Po części jestem bardzo zawiedziona zmianą matematyczki. Nowa w ogóle nie przypadła mi do gustu, a jeszcze bardziej jej system tłumaczenia. Pani Małgosiu: HELP!!! W tym semestrze doszły nam dwa przedmioty: WOS oraz fizyka. Z fizyki babka stwierdziła, że w 20 godz, jakie przysługuje nam w tym semestrze, fizyków z nas nie zrobi i przekazuje nam minimum wiedzy, głównie dyktuje. Natomiast babka z WOS-u (m.in. opiekun klasy) okazała się spoko, a chodziły o niej różne historie. Materiału dużo, pisania dużo, czyli wszystko w normie. Przyzwyczaiłam się do tego przez dwa semestry.
Za to koledzy i koleżanki z klasy nadal są the best. Oj, brakowało mi tej zgrai. 
Za tydzień powtórka z rozrywki, bo znów spędzę weekend w szkole i znów będzie duża dawka śmiechu dzięki zgranej klasie.

Tarantula

Chyba każdy wie co za "zwierzątko". Pomińmy jednak jej obrzydliwość, a pozostańmy przy wzmożonej ruchomości. W dzieciństwie za swoje usposobienie,  przez kolegę zostałam tak nazwana. I może coś w tym jest?


W niedziele skończyła mi się gorączka (chyba grypka jakaś), więc już w poniedziałek jak tylko poczułam przypływ energii wzięłam się za umycie okna, wyprasowanie i powieszenie firany oraz zrobienie pokoju córki na błysk. 


We wtorek dalej czuję tę samą energię, więc znajduję czas na zakupy w hipermarkecie, gości na obiedzie oraz rehabilitację z panem Krzysiem. Po reha jeszcze pojechałam do rodziców na kawę, a wieczorem uraczyłam rodzinkę przepysznym omletem na ostro. W nocy wysłałam do jednej firmy C.V. i list motywacyjny, bo wysłali do mnie ofertę zdalnej pracy.


Środa: wstałam wcześnie ( co za często to nie zdrowo he he), bo z Kariną szłam do lekarza. Spędziłam tam dwie godziny, ale byłam bardzo zadowolona z podejścia lekarki do mojej córki. Potem standardowo sprzątanie, kawa z siostrą. Dobrze, że obiadem nie musiałam sobie zaprzątać głowy, bo został z dnia poprzedniego. Koło południa wpadła szwagierka z mężem, więc znów kawa, plus ciastko urodzinowe od ich nastoletniej córki. W między czasie odebrałam przesyłkę, posprzątałam po gościach a na kolację sałatka z pomidorów. I dzień kolejny zleciał. 


W wolnym czasie jako moderator, monitoruję Forum BIODERKO. Uwielbiam to robić! "Spotykam" tam wspaniałych ludzi, którzy są mi bliskie poprzez tę samą chorobę, ponieważ mnie lepiej rozumieją i łatwiej mi się z nimi dogadać.


Dzisiaj natomiast wstałam o 9.00 (no to pospałam sobie), wypiłam kawę z siostrą i Krzysiem. Następnie wykonałam furę prac fondacyjno-forumowych, bo z rana dostałam sms-a od Katji z wykazem prac na dziś! Wykonałam je w 90% i wzięłam się za zrobienie obiadu. Dzisiejsze menu to  placki ziemniaczane- mniam. 
Zaraz po obiadku postanowiłam skończyć powierzone mi przez Katje zadania, ale "złapała" mnie na necie i dołożyła mi jeszcze roboty :) Lajtowo je wykonałam, choć niektóre rzeczy robiłam pierwszy raz, jak np. wyciągi bankowe w PDF-ie wysłałam do fundacyjnego księgowego. Ponad to nadałam dwie przesyłki, a zaraz spadam na basen. Koniec zwalania na katarek, grypkę i chrypkę. Muszę być zahartowana :) 
Na basen idę bo mięśnie krzyczą o jakąś formę rehabilitacji. Przeklęty tyłek, a dokładnie mięśnie znów napieprzaja mnie. Miednica czuje zmęczenie. Czy to może przeforsowanie?  Powalczę z moimi bolączkami na basenie, jak nie pomoże to na pewno nie zaszkodzi :)

Fizjoterapia funkcjonalna

Wczoraj kolejna wizyta u fizjoterapeuty. Bardzo się cieszyłam, bo tyłek mnie bolał już od Warszawy. Hura! Znów odkryłam nowe mięśnie. Wkrótce będę znała swoją anatomię jak profesjonalista. 
Wskazałam Krzyśkowi, dokładnie gdzie mnie bolało i stwierdził, że najprawdopodobniej mam "zjechany" staw biodrowo-krzyżowy.


O tym, że mam dysfunkcję w/w stawu, po długich wnikliwych badaniach powiedziała mi już Wendy w Warszawie. Miałam z nim o tym porozmawiać, naprowadzić go, ale jednak sam to zdiagnozował. Hm, w moich ochach jest debeściakiem. Oczywiście zaraz nad tym problemem nieźle się napracował.


Znalezienie jednej dysfunkcji przez Krzysztofa graniczyłoby z cudem, dlatego wynalazł kolejne dwie :)
Jednym problemem jest fakt, że źle oddycham przeponą. Przepona odchyla mi się jedynie od strony brzucha, zaś od strony pleców w ogóle nie pracuje. Pokazał mi na sobie o co dokładnie chodzi i zakumałam. Dość często pokazuje na sobie poprawne "działanie" naszego organizmu, gdyż ja tych poprawnych wzorców w ogóle nie znam, bo nigdy poprawnie nie chodziłam.


Drugim wynalezionym problemem jest mięsień krawca, który działa na staw biodrowy i staw kolanowy. Odpowiada on za zginanie w stawie biodrowym i kolanowym, odwracanie i odwodzenie uda oraz przywodzenie i nawracanie golenia. Bardzo bolało, gdy uciskał w okolicy kolców biodrowych. Nad tym problemem również się napracował.
Ponad to, wiele ćwiczeń wprowadzał by przywrócić wszystkie funkcje, m.in. bardzo ważny mięsień gruszkowy. Za każdym razem inaczej pracuje nade mną i wynajduje inne problemy . Czy dotrę do mety kiedykolwiek? Czy mój organizm zacznie współgrać z mózgiem? Przecież wszyscy to robią mechanicznie, a ja mam takie problemy.

HOPE

Chciało by się krzyczeć, chciało by się wyć, klnąć!!!


Tyle zła nas otacza, że nawet nie zwracamy uwagi. Czasem jednak cierpienie dotyka bliskie Ci osoby, wówczas boli najbardziej.


Kretynka ze mnie! Nie wiedziałam co jej powiedzieć. Chcę ją wspierać, a nie wiem jak. Płakać mi się chce jak słyszę że wszystko ma w dupie. Lecz co jej miałam powiedzieć? Będzie dobrze? A co jak nie będzie? Nie, no głupie myśli mnie nachodzą. Przecież musi być dobrze, bo ile można dostawać po tyłku od życia.
Powinnam była jej powiedzieć, nawet coś banalnego, ale bałam się że mnie "zjedzie", bo nie cierpi banalnych pocieszeń... Myślę i sama się karcę.
Jeszcze sms-a durnego na maksa jej napisałam. Jestem bez uczuć chyba? Przecież nie mogłam tak się zblokować tylko dlatego, że ona nie trawi głaskania.


Jak? Powiedz, jak Ci mogę pomóc? Jak ukoić Twoje cierpienie? Czy jest to w ogóle możliwe?

[Warszawa] Kopniaki na całego

Oj! Znów nie wiem od czego zacząć. Tyle się działo, pełno emocji i tych dobrych i tych złych.


Sobota 11 września 2010
Warszawa przywitała mnie pięknym słoneczkiem, co wprowadziło mnie na dzień dobry w świetny humor. Katja deklarowała, że odbierze mnie z dworca PKP, jednak wysłała w zastępstwie Tomasza, zaś ona przygotowała dla mnie obiad. Przepyszne kopytka z sosem grzybowym made in babcia Katji, zjadłam do ostatniego kęsa. Dziwne, bo nie cierpię sosu grzybowego (!), ale ten ... ten na pewno był ósmym cudem świata. Zresztą podczas tego wyjazdu zrobiłam burzę moim kubkom smakowym. Pierwszy raz i to dwukrotnie jadłam dania kuchni orientalnej. Nie jadłam nigdy tak świetnie skomponowanych różnych smaków. Słodkie, kwaśne, pikantne pyszności z wielką przyjemnością pałaszowałam. Córka gdy wróciłam z wojaży, stwierdziła, że brzuch mi rośnie :P
Wieczorem, spóźnione troszkę, dotarłyśmy do Pepper Pub & Restaurant, gdzie zorganizowaliśmy spotkanie przed warsztatami. Kolorowe drinki, świetna atmosfera, znakomita obsługa oraz dobry nastrój spowodowały, że się mocno zasiedzieliśmy. Niby nie było by problemu, bo uwielbiam takie spotkania, ale rano musiałyśmy wcześnie wstać by dotrzeć do Orthosu, gdzie odbywały się owe warsztaty.
Nie pamiętam kiedy tak bardzo się śmiałam, aż miałam zakwasy mięśni na twarzy następnego dnia. Duśka w dużym procencie pomogła mi wprowadzić się w szampański nastrój. 


Niedziela 12 września 2010
Budzik? Nieee!
Musimy ruszyć tyłki i to szybko. Kawa, śniadanie i pędzimy do Orthosu na III warsztaty fizjoterapeutyczne. Tego dnia dostałam fuchę recepcjonistki, a dziewczyny pomagały fizjoterapeutom przy indywidualnej ocenie stanu pacjenta oraz przy wywiadzie fizjoterapeutycznym. Pacjenci byli zachwyceni, mówili, że nigdy tak szczegółowo nie byli badani. Pani Agnieszka Stępień oraz Fundacja BIODERKO stanęli na wysokości zadania.




Jechałam tam głównie na warsztaty, a jednak miałam cichą nadzieję, że bioderkowicze, ludzie fundacji, rehabilitanci, w szczególności pani Agnieszka, zauważyli moje postępy i choć odrobinkę dodali mi kopa. Pani Agnieszka już na wejściu nie szczędziła mi pochwał, a ja z każdym słowem rosłam w siłę. Siłę do dalszego działania.


Kolejnego kopa dał mi niesamowity człowiek- Fizkom. Katja namówiła mnie na dzień pobytu dłużej, by się spotkać z nim w poniedziałek, bo wraz z Duśką były tego dnia z nim umówione. Dziękuję Katju, tego mi trza było. Siedziałyśmy w poczekalni Orthosu czekając na Fizkoma. Gdy mnie zobaczył kazał mi się przejść. Nie byłam na to przygotowana w ogóle. Sądziłam, że gdzieś pokątnie, przypadkiem zobaczy jak chodzę i wtedy wyrazi opinie, ale nie... To do niego nie podobne!
Szłam na luzie korytarzem tam i z powrotem, a Fizkom nie szczędził mi pochwał. Twierdził, że poczyniłam ogromne kroki. Na koniec zawiesił mi medal na szyję, tzn. metronom i chodziłam w takt 45 min, a gdy tylko nie słyszał go, wyleciał na korytarz z zapytaniem, czy mi się baterie wyczerpały hi hi. Ja natomiast spokojnie w rytm metronomu spacerowałam sobie wokół Orthosu. Jednak nierówny chodnik nie sprzyjał chodzeniu w rytm, więc postanowiłam powrócić. 45 min minęło jak z bicza strzelił, zaś ja byłam zalana potem, choć szczęśliwa na maksa. Medal dla Fizkoma za to że jest najlepszym fizjoterapeutą.


Jestem z siebie dumna, że nie zawiodłam ludzi, którzy mi dopingują.

Cudowna "prostota"

Dzisiaj od rana krzątałam się w kuchni. Siostra wiernie mi towarzyszyła, a czasem nawet ją troszkę wykorzystałam. Upichciłam dla moich obżarciuchów, na kilka dni mojej nieobecności leczo oraz barszcz ukraiński. Potrawy, mimo pośpiechu, wyszły palce lizać. Rzadko ostatnio gotuję tak od serca, a bardzo lubię gotować. Jednak dziś faktycznie sporo czasu temu poświęciłam. Krzysiu, gdy brał dokładkę, uświadomił mnie po raz kolejny, że dobra ze mnie kuchareczka :)


Gotowanie w pośpiechu zawdzięczam umówionej rehabilitacji, na którą zawsze z chęcią idę. 
Krzysiek-fizjoterapeuta, tym razem, za swój główny cel postawił przygotować mnie na wielogodzinną trasę do Warszawy. Najpierw rozluźnianie, potem likwidowanie wszystkich bóli, które pojawiały się przy ćwiczeniach, a potem zrobił takie ćwiczenie po którym stałam prosto. Miednica nie opadała, lędźwia nie bolały byłam w szoku, bo pierwszy raz stałam poprawnie. Stałam i sama nie wierzyłam. Jakby cud się stał. Tak prosto się stoi? Zadawałam sobie pytanie w myślach i urosłam z pięć centymetrów z dumy. Ach jakby mnie forumowicze teraz widzieli :) 


Jestem tak zadowolona z pracy fizjoterapeuty, że słów mi brakuje. Podziwiam Krzyśka za ogrom wiedzy i podejście do pacjenta. Gdyby rehabilitacja w ramach świadczeń NFZ-owskich byłaby na tym poziomie wówczas nie byłoby tylu rencistów. NFZ sam sobie wyrządza wielką krzywdę, podpisując kontrakty z partaczami, ale ważne, że mają ugle i magnetronic. 


Jutro jadę do Warszawy. Spotkam się z moją Katją, (Uwielbiam tego czorta!!!), spędzę miło czas w sobotni wieczór wśród bioderkowiczów, a w niedzielę warsztaty fizjoterapeutyczne w Orthosie, podczas , których będę miała super fuchę :)


Jutro rozpoczyna się pierwszy weekend w szkole i niestety nie będę w nim uczestniczyć. Ciekawe czy będzie im mnie brakowało?

8 września- w dwa miesiące po operacji

Niedawno płakałam z bólu. Mięśnie mnie ciągnęły, a ja sobie z tym nie radziłam niestety. 
Teraz minęły dwa miesiące od operacji kapoplastyki- BMHR i wszystko jakby ręką odjął. Zaprzyjaźniłam się z moim BMHR-kiem.  Stan swój oceniam na... o niebo lepszy, niż przed operacją, ale jestem świadoma ile roboty przede mną.
Sporadycznie mnie coś pobolewa, z reguły to są przeforsowane mięśnie. Leżę na każdym boku, jednak śpię tylko na brzuchu. Wstaję bez podpierania się, czego przed zabiegiem nie potrafiłam w ogóle. Chodzę nadal o dwóch kulach, BO lekarz nadal mi każe, co bardzo pochwalam, bo powinno się odstawić obie kule naraz. Próbowałam jazdy na rowerku stacjonarnym i muszę przyznać, że z operowaną nogą nie ma problemu, za to druga po trzecim obrocie pedałem odmawia współpracy i boli jak jasna cholera. Rehabilitacja idzie w dobrym kierunku i pewnie by wszystko szło jeszcze sprawniej, gdybym nie miała oporów przed każdym ruchem. Z reguły pierwszy ruch/krok powoduje u mnie ból, bo w obawie przed  bólem spinam się. Potrafię podnieść wyprostowaną nogę sama, a tego długie lata już nie umiałam. Stoję i nie bolą mnie biodra co jest również dla mnie nowością bo wcześniej naczyń nie potrafiłam umyć po śniadaniu, a wczoraj położyłam farbę na włosy przyszłej szwagierce bez odpoczynku. Odwodzenie nogi jeszcze dość małe, ale nie to jest najważniejsze. Rehabilitację mam ukierunkowaną, by przywrócić zatraconą funkcję, czyli funkcję chodzenia. Jednak funkcję tę w pełni odzyskam dopiero po operacji drugiego stawu biodrowego. 







Czy jestem zadowolona? 
Hm, chciałabym żeby to wszystko szło szybciej, łatwiej. Powiedzenie "bez pracy nie ma kołaczy" nabiera w moim życiu bardzo duże znaczenie. Na szczęście jest nadzieja na lepsze jutro i będę o to walczyła :) 

"Łaskawy" los


Objaw Trendelenburga - opadanie miednicy podczas stania na jednej nodze.
Objaw Trendelenburga występuje m.in. w zwichnięciu stawu biodrowego i w niewydolności mięśni odwodzicieli (w szczególności pośladkowego średniego i małego). Jeśli mięśnie te są niewydolne, to przy staniu na chorej nodze miednica opada ku stronie zdrowej.
Objaw Duchenne'a - następstwo objawu Trendelenburga.
W sytuacjach, które powodują objaw Trendelenburga utrzymanie równowagi wymaga kompensacyjnego przemieszczenia segmentów ciała tak, aby rzut środka ciężkości padał na płaszczyznę podparcia. Wyrazem tego jest pochylenie tułowia w stronę nogi podporowej, które określa się jako dodatni objaw Duchenne'a. Obustronne występowanie objawu Trendelenburga i objawu Duchenne'a powoduje chód kaczkowaty.
źródło Wikipedia


Niestety oba objawy dostałam gratis od tych na górze, a dodatkowo mam zrotowaną miednicę w lewą stronę. Jak tego całego cholerstwa się pozbędę- nie mam pojęcia. Takie typowe objawy dla bioderkowców, a mnie dobijają strasznie. Pan Krzysiu będzie miał nad czym pracować i to nie przez miesiąc dwa lecz przez kilka lat, podejrzewam.

Obecnie w Fundacji pracujemy nad kolejnymi warsztatami, które odbędą się za kilka dni, więc pracy jest więcej. III warsztaty fizjoterapii funkcjonalnej odbędą się w Warszawie. Tym razem jednak zorganizowaliśmy je dla chorych z wyłącznie jednostronnym problemem w stawie biodrowym. Więcej na ten temat można przeczytać na forum bioderko: http://forumbioderko.pl/viewtopic.php?t=822&postdays=0&postorder=asc&start=0 Oczywiście jadę pomóc Katji w ten weekend w przygotowaniach do nich. Dzień przed warsztatami zorganizowaliśmy spotkanie forumowiczów w "Pepper Pub & Restaurant". Liczę na szampańską zabawę :)

3 września 2010- pierwsza wizyta

Wstawanie wczesną porą nie należy do moich mocnych stron. Chętnie bym jeszcze poleniuchowała, a jednak muszę ruszyć tyłek, bo dziś pierwsza wizyta kontrolna u mojego operatora po operacji wszczepienia protezy BMHR w moje szanowne bioderko.


Kawa! Ta myśl jako pierwsza nasuwa mi się o 6.00 rano, bo przecież jakoś muszę przeżyć ten dzień. Potem poranna toaleta, włosy i makijaż robię trzęsącymi się rękoma, ale chyba mi się udał, bo po południu córka stwierdziła, że w końcu się ogarnęłam, a z jej ust to mega komplement Muszę się spieszyć, minuty lecą, napięcie nabiera na sile, aż Kari dostał się ochrzan :( ale autobus nie będzie czekał.


Dziś w tę podróż wybieram się autobusem, a właściwie trzema. Siostra miała mnie zawieźć, ale powiedziałam, że ma zadbać o siebie i nie przejmować się mną. Jak mogłam wybrać miedzy zdrowiem siostry, a moim? I jej i moje zdrowie jest dla mnie tak samo ważne!!!
Zdążyłam, a nawet na przystanku byłam przed czasem. Wsiadam do niego, ustępuje mi miła dziewczyna. Przystanek dalej wsiada staruszka o lasce i jakoś nikt się nie kwapi do ustąpienia jej miejsca. Nie wytrzymuję i wypraszam z miejsca dziewczynę, której chyba nie było w smak stać całą drogę, ale przy mnie takie sytuacje nie będą miały miejsca. Zawsze będę głośno protestować, ucząc ludzi kultury.


Do ambulatorium docieram stosunkowo szybko. Idealne połączenia ułatwiły mi na maksa drogę, a do tego na szczęście podjeżdżały same niskopodłogowe autobusy. Chyba ktoś tam czuwa nade mną :) Ludzie również pomagali mi cóż za milusia podróż, aż ciężko uwierzyć.


Kolejka w ambulatorium była wyjątkowo krótka o tej godzinie. Stanęłam i już "dopadła" mnie jedna z forumowiczek. Zarejestrowała mnie pani w okienku i poszłam ze znajomą usiąść, a ciekawa konwersacja nie miała końca. W końcu w gabinecie pojawił się dr Mielnik. Ludzie jak hieny go dopadły. Każdy miał coś najważniejszego w życiu do załatwienia. Nic dziwnego dla każdego zdrowie jest na pierwszym miejscu, ale kulturę zostawili za drzwiami. 


Siedzę, minuty lecą. W pewnym momencie dostrzegam Andrzeja Grabowskiego. Stoi, zawieszony na kulach, identycznie jak ja to robię. Na początku kątem oka mu się przyglądam, ale brak mi odwagi, by do niego podejść, porozmawiać. Katja mnie zabije, bo nadal brakuje nam "twarzy" fundacji. Podejść, nie podejść, non stop krąży mi po głowie. Pan Andrzej jest bez przerwy zaczepiany przez fanów, popularność nie daje odpocząć nawet w chorobie. Żona cierpliwie czeka z nim w kolejce jak każdy zwykły pacjent, co mnie troszkę dziwi, a z drugiej strony dodaje mu wielkiego plusa, że się nie puszy. Naprawdę wyglądał i zachowywał się bardzo skromnie. Szacunek Panie Andrzeju!


W końcu wywołują moje nazwisko. Wchodzę, obserwuję "mojego" pana doktora, on jest zachwycony moim wyglądem, nawet zapewnia mnie, że wyglądam kwitnąco. Natomiast on pomimo, że przyjmuje pierwszy dzień po urlopie, to nie wygląda na wypoczętego. Czyżby za krótkie wakacje? A może pacjenci już zdążyli z niego wyssać jego energię. Niby się uśmiecha, jest jak zwykle sympatyczny, ale coś nie do końca tutaj gra.
Doktor od razu daje mi skierowanie do pracowni RTG na zdjęcia: AP miednicy oraz osiowe lewego biodra. Na to czekałam, to jest jedyne, co może mnie dziś uszczęśliwić, a właściwie to co wyczyta z niego lekarz. Po godzinie dostałam się w końcu na sesję zdjęciową. Zaglądam na fotki i czuję jak kamień spada mi z serca. Ulga! Panewka wg mnie wygląda ok i jest na swoim miejscu, a to było dla mnie cholernie ważne. Dr Mielnik potwierdza moją opinię. Chce mi dać skierowanie na rehabilitację, z czego oczywiście rezygnuję, po czym opowiadam mu moją przygodę z NFZ-owską rehabilitacją, jak musiałam po 30 razy ściskać pośladki, wciskać kolana oraz jakiś rulonik ściskać miedzy udami. Ostatniego ćwiczenia w ogóle nie powinnam robić, bo stymuluje przywodziciela, z którym mam olbrzymi problem. Oczywiście jeszcze mam 10 min magnetronic, 10 min solux na kręgosłup (odcinek lędźwiowy) oraz 10 min elektryczną stymulację mięśnia czworogłowego w lewym udzie.  Z terapii rezygnuję po pierwszej wizycie, bo nie chcę by mi zaszkodzili. Zresztą, ten zestaw uważam za kpinę w prawie dwa miesiące po operacji, z czym zgadza się mój operator. Opowiadam jemu również o moim fizjoterapeucie, do którego chodzę prywatnie i dzięki któremu wracam do pełnosprawności,szkoda, że małymi kroczkami. Basen na który regularnie uczęszczam, również bardzo pochwala :) Następną wizytę ustala na 26 listopada, a do tego czasu mam chodzić o dwóch kulach. Stwierdza, że i tak u mnie końcowy efekt będzie dopiero po operacji drugiego biodra. 

Tak chciałam dostać do domu świeże zdjęcie rtg, by pokazać wszystkim moje wyremontowane bioderko, niestety doktor potrzebuje je (ciekawe do czego?), ale obiecuje mi, że następnym razem będę mogła je zabrać.
Oczywiście za dużo pytań, zbyt duże podniecenie ze świetnych efektów i nie zapytałam się kiedy mam termin operacji drugiego biodra. Ale ze mnie ciapa! Zapytam przy następnej wizycie :)

Spojenie łonowe

Przypomniało mi się dziś, że powinnam opisać pewną sprawę .
Mam krzywe spojenie łonowe. Widać to na pierwszy rzut oka na zdjęciu RTG. Zawsze to widziałam. ale myślałam ,że przez przykurcze źle leże podczas wykonywania zdjęć i stąd te nieprawidłowości.
Po operacji jednak zaczęło mnie troszkę pobolewać w tym miejscu, a dokładniej przy nacisku na kość łonową, pewnie jakieś mięśnie się odzywają. Bardziej mnie boli z lewej strony tzn od operowanej nogi. Hm, mam nadzieję, że nic mi nie uszkodzili :/

źródło:wikipedia
5.spojenie łonowe




Ostatnio zgłosiłam swojemu rehabilitantowi ból przy kości ogonowej, to stwierdził, że to dokładnie z tego samego powodu. Niestety, teraz nie możemy nad tym ćwiczyć, bo nie zrobię pewnego ruchu nogą, by wyeliminować skrzywienie tego spojenia łonowego. To wszystko przed nami.
Tak, więc muszę ćwiczyć i ćwiczyć. Po pierwsze i najważniejsze, by chodzić, a po drugie, by zlikwidować w końcu moje wszystkie bóle przykróconych, zaniedbywanych oraz nieużywanych od wielu lat mięśni.

Jutro, tj. 3 września, mam pierwszą wizytę po wymianie stawu u mojego operatora. Martwię się! Chciałabym już mieć to za sobą i żeby było wszystko w porządku, bo teraz to czuję, że serce chce mi wyskoczyć z klatki piersiowej ze strachu. Znów z nerwów pewnie nie prześpię minuty, a czeka mnie kilkugodzinne czekanie na wizytę w piekarskiej przychodni przyszpitalnej. Pewnie wrócę padnięta, tym bardziej, że jadę autobusem, a właściwie trzema.

Oklejona :)

blizna po niecałych dwóch miesiącach

Ciało człowieka posiada swój własny system regeneracji, który pomaga nam szybciej wracać do zdrowia. Taping opiera się właśnie na działaniu tego systemu, ulepszając go poprzez aktywacje układów neurologicznego i krążenia. Mięśnie człowieka nie są potrzebne jedynie do przemieszczania się i dźwigania ciężaru ciała, kontrolują one krążenie żylne i limfatyczne. To właśnie z tego powodu zaburzenia funkcji mięśni mogą dawać objawy wielosystemowe. 



Terapeuci z Japonii i Korei odkryli, iż można aktywować naturalny proces powrotu do zdrowia używając elastycznych plastrów, dzięki ich zaangażowaniu wykształcił się nowy sposób leczenia schorzeń nerwowych, mięśniowych oraz narządowych. Plastry stosowane w tej metodzie mają grubość i rozciągliwość zbliżoną do skóry człowieka. 

Elastyczność plastra w połączeniu z elastycznością skóry używana jest do unoszenia epidermy, co zwiększa przestrzeń w tkance podskórnej, gdzie ulokowane są wszystkie rodzaje receptorów, naczynia krwionośne i limfatyczne. Gama zastosowania tej metody jest bardzo szeroka : urazy więzadłowe, redukowanie wysięków, korygowanie postawy ciała, objawy przeciążeń (bóle kręgosłupa, łokieć tenisisty, łokieć golfisty, zmiany zwyrodnieniowe, deficyty neurologiczne.

autor: Katja


Taśmy założone mam już od piątku tj. 6 dni. Trzymają się rewelacyjnie pomimo, że chodzę w nich na basen, a przede wszystkim pomagają. Nie mam uczulenia na klej, nie ciągną, totalnie jakby były moją skórą.




oklejona zostałam przez bardzo dobrego fizjoterapeutę z Zabrza
pana Krzysztofa G.