Szlag by to wszystko...
Wróciłam z rehabilitacji...
Krzysztof (rehabilitant) z przykrością stwierdził, że miednica znów mi opadła. Tak, dziś poczułam jak znowu mi miednica powróciła na stare miejsce. Tak niewiele trzeba by się cofnąć. Za dużo siedzę nad książkami, a za mało ćwiczę Muszę się jeszcze bardziej zmobilizować. Jednak dwa dni w szkole pozostawiło ślad nad którym teraz muszę się nieźle napracować. Na dodatek wczoraj zrobiłam jeszcze z 40 zadań, na łóżku, w nieodpowiedniej pozycji, co pewnie dolało oliwy do ognia. 

Piłeczka!

Kolejny dzień w szkole. Piłka spisała się na piątkę z plusem, ale po dwóch dniach siedzenia praktycznie non stop, nogi mam tak opuchnięte tak, że ledwo je poznaję. Skarpety zostawiły wyżłobienie wielkości kanionu i wygląda  komicznie jak wcięcie między fałdami u grubasa. Zastanawiałam się czemu tak się dzieje i to w obu nogach. Może słabe krążenie, bo za mało się ruszam między lekcjami, a może tak już będę miała zawsze? Nurtuje mnie też pytanie dlaczego na nodze nieoperowanej każde uciskanie przywodziciela pozostawia siniaki, a na operowanej nie mam tegoż problemu.


Jedenaście godzin lekcyjnych, dwa dni z rzędu, to bardzo dużo. Dobrze, że choć atmosfera między nami jest bardzo dobra. Klasa jest coraz bardziej zgrana, a nauczyciele dobrzy, nawet pani z matematyki w ten weekend zmieniła podejście. Dała mi się wykazać koło tablicy i woli żebym, to ja rozwiązywała, bo mam czytelne przejrzyste pismo. Dzięki temu bardziej rozumiem matematykę i może nie będzie tak źle jak prorokowałam. 

Rubensowska pupa!

Jedenaście godzin lekcyjnych w szkole ledwo przeżyłam. Przywodziciel na 9 lekcji twardy jak kamień "krzyczał": boli!  Skurcze paskudnie łapały co chwilę ten mięsień Niby jest bardziej plastyczny, ale chyba jeszcze daleko mu do pełnej formy. Jutro idę z piłeczką do tenisa. Będę nią masowała w momencie, gdy nie będę musiała pisać notatek. Innego wyjścia niestety nie widzę, a ulga zawsze gwarantowana. Tak dotrwam do wtorku, bo wtedy mam spotkanie z fizjoterapeutą.
Kolejnym problemem, który dziś zauważyłam to, że kości "wbijają" mi się w tyłek, a twarde szkolne krzesła jeszcze temu sprzyjają. Mięśnie pośladkowe mam zbyt słabo rozbudowane i stąd ta niedogodność. Niby pupa rubensowska, a jednak nie chroni odpowiednio. Najważniejsze są mięśnie i nad tym należy się również pochylić.

Istne szambo!!!

Czas biegnie za szybko, a ja wraz z nim czuję, że ubywa mi sił. Sił na działanie, sił na naukę oraz sił na wszystko inne. Czuję, że się wypalam, że mnie wszystko przerasta i nie czuję się potrzebna. Jeszcze na szybko muszę mieszkanie zmieniać co kompletnie nie jest teraz potrzebne, ale właścicielka mieszkania, które wynajmuję postanowiła je sprzedać. Istne szambo!!!
Siedzę jak durna nad Słowackim, bo zgodziłam się na prowadzenie lekcji o nim. Tylko po co się tak męczę? Dla idei? Przecież żadnych gratyfikacji profesorka z języka polskiego nie zapowiedziała, wręcz zaprzeczyła jeszcze.  
Jutro angielski na maksa zaabsorbuje mój mózg, bo pracę kontrolną muszę w sobotę napisać. A może w niedzielę? Chyba muszę zerknąć do planu lekcji.
W tym semestrze "moja" szkoła Cosinus mnie przeraża. Nowe reguły które wprowadzili mnie wykończą, ba, nawet myślałam o przeniesieniu do Żaka. Dwa pierwsze weekendy grudnia mam przesrane, bo do zdania 9 egzaminów. Lekcje od 8.00 do 17.00 na pewno wpłyną na moje biodra i tyłek hi hi. Ponadto z matematyczką wdałam się w ostrą dyskusję, sprawa dotyczyła zachowania klasy, oczywiście broniłam klasy. Dyrektorka tegoż liceum chyba nie wie co to być niepełnosprawnym, bo targa mnie na 2 piętro po cholernie niewygodnych schodach, a kolega z klasy poruszający się na wózku niestety ostatnio nie brał udziału w zajęciach, bo windy ta szkoła nie posiada :P Nauka jakoś przestała być dla mnie przyjemnością, ale na pewno nie zrezygnuję.

Rehabilitację ze względów finansowych, na moje życzenie, mam raz w tygodniu. Ostatnio tj. we wtorek równym krokiem w rytm muzyki dotarłam na reha tj. około pół kilometra w 7 minut. Mój narzeczony mówi, że idę szybciej niż on :)Krzysiek-rehabilitant pracował głównie nad stawem krzyżowo biodrowym. Masował, uciskał, kilka "trików" i już trzeci dzień ból nie powrócił. Dodatkowo na moją lordozę zastosował kinesio taping, tzn okleił mi plecy pięknym różowym plastrem. Całość ponoć przypomina króliczka z playboya :) Chodzenie nadal bez zmian, chyba wolę się nie wypowiadać. Biodro ucieka w bok, zapominam o trzymaniu brzucha i zbyt sztywno trzymam ramiona, bo nimi rekompensuję brakujące mięśnie potrzebne do prawidłowego chodzenia. Aż mnie obrzydzenie bierze jak patrzę na siebie i ta lordoza mnie wykończy dodatkowo.

Koło życia...

Półtora tygodnia przerwy od profesjonalnej fizjoterapii. Krzysiu- rehabilitant przeprosił, więc jest usprawiedliwiony. Wyżaliłam mu się, że bardzo liczyłam na rehabilitację w zeszłym tygodniu, bo miałam ogromny ból między łopatkami, który nie pozwolił mi oddychać praktycznie. Wyjaśnił mi, że każdy prawie tego typu ból co mu opisałam, bierze się z klatki piersiowej i zaczął mi pokazywać pewne punkty, które okazały się tak piekielnie bolesne w miejscu nacisku, że aż cofnęłam mu rękę. Naciskał bardzo delikatnie, bo właśnie do takich należy, ale jednak tego nie umiałam wytrzymać. Pokazał co robić, gdy ból się powtórzy. Dziś próbowałam uciskać te punkty spustowe i muszę przyznać, że cały czas boli, ale już umiem z tym sobie radzić. 
Krzysiek jest bardzo zadowolony z mojej postawy oraz mojego chodu o kulach. Twierdzi, że operowana noga jest w świetnej kondycji. Chodzenie bez kul nadal niestety jest złe. Miednica mi w bok ucieka i nie bardzo umiem zrozumieć co zrobić, by to zniwelować. Niby on mi pokazuje, ale ja to tylko widzę, a nie czuję. Tak samo miałam z miednicą uciekającą do tyły podczas chodu. Pewnego dnia szłam sobie i korygowałam chód, aż  nagle mówię sama do siebie: tak o to chyba chodzi i faktycznie to był strzał w dziesiątkę. A przecież Krzysiek szedł obok mnie i prowadził krok w krok, a jednak musiałam w końcu sama zrozumieć o co w tym wszystkim szło.
Teraz głównym problemem jest głównie druga noga, która boli coraz częściej. Złe samopoczucie mojego bioderka zrzuciłam na  na zmianę pogody, ale po wyjściu z reha nic mnie nie bolało, więc to jednak nie pogoda wpływa, tylko zmiany zwyrodnieniowe w biodrze. 
Uwielbiam chodzić na rehabilitację Po niej czuję się taka wyciszona, odstresowana, rozluźniona.Szkoda, że jest blokada przed codziennym chodzeniem na reha do Krzyśka i to jest najogromniejsza blokada, bo finansowa. Nie ma pracy nie ma rehabilitacji, nie ma rehabilitacji nie jestem w stanie iść do pracy. I koło się zamyka...

Nutkę egoistycznie

Trzy miesiące od operacji minęły jak z bicza strzelił. Co osiągnęłam?
Na pewno o wiele prostszą sylwetkę, większą ruchomość w stawie, zero bólu w operowanym bioderku, bo o drugim nie mogę niestety tego powiedzieć, ale tym się jeszcze mój operator obiecał zająć. Rehabilitant, na początku naszej współpracy był przekonany, że oddali termin operacji tego biodra, jednak jak się okazało pomimo, że walczymy z nim uparcie, to ono cholernie blokuje mnie przed większymi postępami w rehabilitacji.
Tak więc muszę zgrać z Mielnikiem termin w listopadzie, by ruszyć w końcu pełną parą do przodu.
Czasami czuję, że brak mi energii do dalszego działania, czasami wręcz załamuję się, ale cóż mi innego pozostało jak nie walczyć "egoistycznie" o siebie.
Kurcze ile to kasy na te rehabilitację idzie... Nim się doprowadzę do ładu i składu, to prędzej zbankrutuję. Czy nie może być tak rewelacyjnej rehabilitacji w ramach NFZ? Marzenia... Dobrze, że za nie nie karzą.