Świątecznie

Pierwsze śniegi za nami...
W końcu nie musiałam się martwić o to, że się poślizgnę. Nie męczę się jak chodzę i w ogóle jest dobrze w tym temacie. Owszem pamiętam, że mam protezy w biodrach, ale żyję prawie normalnie. W większości chodzę bez wsparcia kijków. No chyba, że jakiś kawałek spory mam do dreptania. Po sklepach bez kijków, bo najczęściej koszyk pcham przed sobą, a na pasażu jak idę z moim Krzysiem, to złapię się go pod bok.

Oczywiście i u mnie przygotowania do świąt pełną parą. Tego roku święta u mnie. Prezenty kupione, śledź w lodówce "przechodzi", by był idealny. I tak codziennie coś robię, by ten szczególny dzień był idealny. Pomimo tej całej bieganiny bioderka nie bolą. Czasem tylko mięśnie coś się odezwą, ale i tak dla mnie jest fantastycznie. Jeszcze nigdy tak się nie czułam świetnie.

Rehabilitacja oczywiście kontynuowana. Raz w tygodniu systematycznie spotykam się z Krzyśkiem. Nasza rehabilitacja bardzo posunęła się do przodu i niczym nie przypomina tej sprzed pół roku. Teraz dostaję istny wycisk, a nie jakieś tam ćwiczenia rozluźniające. Jak wychodzę od niego, to pot spływa mi  po tyłku. Skąd on bierze te ćwiczenia? Czasem zastanawiam się, czy osoba zdrowa byłaby je w stanie wykonać z łatwością? A ja muszę ;) Przed każdym ćwiczeniem zapewniam Krzyśka, z całą powagą i głęboką wiarą, że w życiu tego nie wykonam. On oczywiście przekonuje mnie, że zawsze tak mówię i, że jeszcze nie było tak, abym któregoś z jego ćwiczeń nie wykonała. Owszem nie jest to za pierwszym razem mistrzostwo świata, ale z czasem coraz precyzyjniej wykonuję każde ćwiczenie, aż oboje z rezultatu jesteśmy zadowoleni. 
Miałam szczęście, że spotkałam go na swojej drodze do sprawności. I myślę że on też jest z siebie dumny, że wyciągnął mnie z takiego bagna. Bo ja bym była :)
Wierzę, że osiągniemy wspólnie wymarzony cel.

coś tam, coś tam :)

Rok po operacji minął jak z bicza strzelił. 
W sierpniu, zeszłego roku przechodziłam najgorsze w mym życiu chwile. Teraz wiem, że warto było. Jestem zadowolona z efektów, choć nadal pracuję nad sobą. Z Krzyśkiem - rehabilitantem spotykam się raz w tygodniu. Pracujemy głównie nad rozluźnianiem mięśni i nad nauką chodu. Element po elemencie. Bywały lepsze i gorsze chwile w rehabilitacji, ale nasze wspólne zaangażowanie daje wymierne wyniki. W czerwcu widziała mnie Katja w Borkach, chwaliła moje postępy, a teraz twierdzi że znów zrobiłam niesamowity postęp w rehabilitacji. Spotkałam się z nią w Rybniku chińskiej restauracji. Namówiła mnie na sushi. Jejku, jakie to jest smaczne :) 
Najbardziej jednak w tym wszystkim irytuje mnie, że my, bioderkowicze dysplastyczni, nie możemy spocząć na laurach. Podczas jednego z wypadów nad Wartę mój brak rozwagi poszedł mi w pięty, a dokładładnie w staw biodrowo-krzyżowy, bo nie zabrałam kijków. Osoby, które zaproponowały wypad mówiły, że to kawałeczek drogi. Dla nich kawałek, a dla mnie kawał nie do przebycia bez wsparcia. Do tego nierówna, wąska droga nie pozwoliła mi na kontynuowanie wycieczki. W połowie drogi wróciłam zła jak osa. Na siebie, że powinnam to przewidzieć, a na kompanów wycieczki, że znając moją sytuację bardzo dobrze, mogli mi odradzić wyjście, albo choć zaproponować kijki. Efektem mojej samowolki był 3 tygodniowy ból w stawie biodrowo- krzyżowym. Nie, nie bolało non stop, ale jak chciałam przejść dłuższy kawałek, to się paskudnie odzywał. Musiałam wówczas przystanąć, odpocząć i dopiero po chwili kontynuować spacer.
W pracy... Zmieniłam projekt. Wiąże się to z większą ilością godzin, ale i lepszym, pewniejszym wynagrodzeniem. Poprzedni projekt nie gwarantował mi ilości godzin. W zeszłym miesiącu, przepracowałam 81 godzin. Mniej chyba nie szło :P Nadal jestem zadowolona z firmy i z ludzi z którymi współpracuję. Ba, nawet moja córka postanowiła popracować w mojej firmie.
No właśnie córka...
Muszę się nią pochwalić.
Egzaminy na prawo jazdy zdała śpiewająco za pierwszym razem. Ależ jestem z niej dumna! W dzisiejszych czasach, gdy zdawalność jest niewielka to jest to wyczyn.
Podczas wakacji zmieniła podejście do przyszłej szkoły. Jednak wiąże swoją przyszłość z mundurem. Studia chce podjąć we Wrocławiu. Już teraz przygotowuje się :) Chciało by się powiedzieć: "Za mundurem kawalerowie sznurem" :)

To tak pokrótce opisałam moje ostatnie dni. Czuję się źle z tym, że nie opisuję nawet drobnego sukcesu na bieżąco, ale life is brutal. Praca, dom, rehabilitacja, trochę przyjemności, też mi się należy, absorbują całkowicie mój czas. Wolnego nie mam wcale, albo niewiele, ale nie martwię się tym, bo czuję się wspaniale!!!
Dzisiaj moja mama ma urodziny. Shit! Oczywiście zapomniałam o tym fakcie. :(  Czy ja zawsze z tego typu datami muszę mieć problem? Mama zapytała się w sms-ie, czy przyjdę, czy jestem w pracy. Oczywiści siedzę w pracy na popołudnie i nie jestem w stanie ją odwiedzić w tak ważnym dla niej dniu. Niestety w dalszym ciągu pieniądz nakręca cały system, dlatego też praca jest tak ważna. Choć nie ukrywam, że pracuję z przyjemnością, bo po prostu lubię to co robię. 

Przed pracą podjechałam do Krzysia na rehabilitację. Jest prawie rok od ostatniej operacji, a czuję, ba ja to wiem, że nadal jestem w dupie. Niby nie jest źle, są ogromne postępy, ale to nie to czego oczekiwałam po takim okresie.
Dzisiaj Krzysiek zbadał mi stopy i... Mam płaskostopie, płaskostopie poprzeczne, jedna stopa idzie mi do koślawości, a druga do szpotawości. Ponad to źle obciążam stopy oraz palce w lewej stopie. Z pięciu palców moja stópka wybrała sobie punkt podparcia jedynie na środkowym palcu. Kurcze, ale mam przewalone. Jak nie urok to ... Przemarsz wojska :/

Tak więc na pewno będzie wkładka do butów :P

Newsy z frontu

Co można robić w pracy?
Można odbierać telefony, rozmawiać z innymi konsultantami, ale można również napisać nowego posta :)
News: 
ZDAŁAM MATURĘ !!!
Tym samym daje mi to możliwość podjecia studiów. Kierunek wybrałam rachunkowość. Hm, chociaż raczej dobre, fundacyjne duszki "wskazały" mi taki kierunek :)
Mogę głośno powiedzieć, że uzupełnienia braku w wykształceniu m.in. dały mi moje chore biodra. Zawaliłam to w młodości, więc na starość trza do szkoły mykać :)
Nadal się rehabilituję :) Chodzę tydzień w tydzień, o ile praca mi na to pozwala. Mój rehabilitant bardzo idzie mi na rękę. Próbuje dostosować swoje godziny do moich, co czasem jednak wychodzi z negatywnym skutkiem, niestety.
Generalnie, po prawie roku od operacji, jak bardzo się postam, to już nie kołyszę tułowiem, ale jeszcze kosmos do roboty mam w tym zakresie. Czy to się kiedyś skończy? Niestety nie! Wiem, że jestem zmuszona współpracować z fizjoterapeutą do końca mych dni.
Najważniejsze jest teraz praca nad przeponą i stabilizacją miednicy. Forumowy fizjoterapeuta - Fizkom, podczas ostatniego spotkania, pochwalił naszą moją i Krzysia robotę. Powiedział, że poczyniłam duży postęp w drodze do sprawności, ale nie ukrył że to dopiero początek. Dał mi parę wskazówek, za które jestem mu wdzięczna.
Dodał że jak moje fundamenty (miednica) nie będą stabilne to nigdy domu na nim nie zbuduję. I tego się trzymam.
Pozdrowienia dla moich stałych czytelników :*

Pracowity maj

Nie chciałam się zmuszać do wpisów, gdyż one wychodzą wtedy dość sztuczne. Nie raz tak robiłam a potem byłam zmuszona je kasować.
Czy dużo się u mnie wydarzyło to nie sądzę, ale moje drobne kroczki chętnie opiszę.


Co do matury, to nadal czekam na wyniki więc w zasadzie mogę się pochwalić jedynie ustnymi, które zdałam. Stres, który mi towarzyszył jest niewyobrażalny. Chyba nie chciałabym już nigdy w życiu czegoś takiego przeżyć. Ale mam nadzieję, że jakimś cudem wyniki z matury pisemnej będą dla mnie pozytywne.


Rehabilitacja, pomimo że z Krzyśkiem trochę się rozmijaliśmy, to w końcu wskoczyła na właściwe tory. Znów jestem zadowolona z wyników naszej współpracy. Czuję że drobnymi kroczkami znów ruszyłam do przodu.


W miedzy czasie z ramienia Fundacji BIODERKO zorganizowałam Warsztaty Nordic Walking. Warsztaty odbyły się w Rehamedica w Gliwicach i miały na celu wprowadzić tego typu formę sportu w rehabilitację bioderkowiczów. Uczestniczki były bardzo zadowolone z przekazanej nam wiedzy, a następnie udaliśmy się wraz z panem Wojtkiem w plener, gdzie pod jego czujnym okiem korygowaliśmy swoje błędy. Wróciłyśmy zmęczone, ale pełne znakomitej wiedzy, którą zamierzamy wykorzystać w powrocie do sprawności i jej utrzymania.


Kolejnym elementem mojego skromnego życia było zorganizowanie imprezy na której goście celebrowali wkroczenie w pełnoletność mojej malutkiej córeczki Karinki. Moje maleństwo czuję, że powoli "ucieka" z gniazda, a najgorsze jest to, że taka jest kolej rzeczy, a my rodzice w zasadzie nie mamy wpływu na to. Osiemnaście lat ukończyła 12 maja i tego dnia zrobiłam jedynie drobny poczęstunek. Tydzień później zorganizowała dla przyjaciół spotkanie, a w kolejny weekend była główna feta na której była zaproszona najbliższa rodzina. Bardzo duuużo ludzi było. Ludziska zmuszona została podzielić na dwa pokoje. Ale i tak musiało być super skoro siostrzenica mojego Krzysia powiedziała "ciocia, to były najlepsze urodziny".


I tak zleciał cały maj...
Plątanina rehabilitacji, imprez urodzinowych Kariny, oczywiście matura, życie codzienne, praca  oraz inne spotkania rodzinne doprowadziły do tego że przychodziłam i chciałam tylko odpoczywać. Byłam psychicznie zmęczona.


W ten weekend wybrałam wraz z moją Krzysiunią się nad Jezioro Sulejowskie, gdzie forumowicze wspólnie celebrowali III Urodziny Forum BIODERKO. Heh, to była impreza!!! Tort, szampan, jedzonko, trunki "wyskokowe" i humory pierwszorzędne. Szkoda tylko że czas biegł jak oszalały i nie dał się nasycić weteranami i nowo poznanymi osobami z forum wraz z rodzinami. Fotorelacja wkrótce :)
W drodze powrotnej wraz ze znajomymi delikatnie zboczyliśmy z trasy by pomodlić się w mistycznym miejscu jakim niewątpliwie jest Sanktuarium Maryjne na Jasnej Górze. Ależ to miejsce robi wrażenie, ale jednak najbardziej cudowny jest wizerunek Matki Bożej, przed którym uklękłam i pomodliłam się za nasze zdrowie.
Jasna Góra była kolejnym etapem mojego powrotu do zdrowia. Przed operacją nie zdecydowałabym się tam pojechać bo trasa, choć krótka, była wtedy dla mnie jak zdobycie Mount Everest. Teraz zdobyłam tę górę bez grama zadyszki.


To na razie tyle...


Kilka fotek z tych pracowitych dni:
Krzysztof Grabarczyk - mój fizjoterapeuta 
Warsztaty Nordic Walking 
 


III Urodziny Forum BIODERKO





Za parę godzin piszę maturę z języka ojczystego. Uczucia mam mieszane. Na pewno nie śpię bo towarzyszy mi stres i świadomość, że mogłam więcej z siebie wykrzesać. Wierzę jednak że moja nauczycielka wiedzę ogromną mi przekazała i dam sobie radę. Trzymajcie kciuki...

Tego się nie zapomina!

Kupowałam auto pełna obaw...
Jak sobie za kółkiem poradzę? 
Przecież kilka lat nie prowadziłam żadnego samochodu :(
Śmieszne, ale wymigałam się nawet od jazdy próbnej, ale gdy odbierałam auto, to właśnie ja siedziałam za kierownicą. Wsiadłam, wysłuchałam wskazówek sprzedawcy i pojechałam odwieźć Krzysia do domu :) Jechałam... Obawy odeszły w zapomnienie, a ja czułam się jak ryba w wodzie. Pojechałam do pracy. Cóż za wygoda :)
Ciekawiło mnie również jak moje nóżki będą się sprawowały. Czy będę czuła różnicę przed operacją, a po operacji? Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wszystko jest o wiele lepiej niż przed. 
Jestem dumna ze swojej nowej zabawki, która niewątpliwie ułatwi mi życie :) 

"Samochwała"

Trzy lata minęły jak z bicza strzelił. Wczoraj upajałam się świadomością, że ukończyłam szkołę średnią i to z rewelacyjnymi wynikami. 
Trzy lata! Wyrzeczeń, samodyscypliny w końcu przyniosły wymarzony efekt. Aż, dziwne że z moim słomianym zapałem dotrwałam :) Choć nie ukrywam, że pod koniec gdzieś się wypaliłam. Dobrze, że ambicja nie pozwoliła mi bym odpuściła, przecież tak ciężko pracowałam. Jeszcze tylko matura i uwolnię się całkowicie od nauki. 
Żal mi tylko, że rozstanę się z tak wspaniałymi ludźmi. Cholernie się do nich przyzwyczaiłam Pomagaliśmy sobie wzajemnie, wspieraliśmy się, dzięki temu bardzo liczną grupą ukończyliśmy liceum ogólnokształcące dla dorosłych. Ciężko będzie zapomnieć o tych łobuzach :)
Nauczyciele... Cóż mogę o nich powiedzieć? Mam nadzieję że będą również zawsze uczestniczyć w jakichkolwiek naszych spotkaniach. Wszyscy są dla mnie ikoną nauczycielstwa. Jeżeli macie wyobrażenie o wzorowych nauczycielach, to oni dokładnie każdą z tych cech posiadają!!!
Przyznam się, że nawet sama jestem dumna z siebie. Oby tak dalej!

Co do rehabilitacji to wspomnę tylko tyle, że gdzieś utknęłam. Rehabilitacje mam za rzadko. Co rusz rehabilitant mi przekładał ostatnio spotkania. Nie ukrywam, że niektóre zmiany w harmonogramie nawet mi były na rękę, ale jednak moje ciało dostało automatycznie po tyłku. 
W czwartek zamieniłam kule łokciowe, które były moim nieodłącznym atrybutem przez ostatnie pięć lat na kijki nordic walking. Ależ było ciężko na początku. Nawet myślałam o powrocie do kul, ale zaparłam się i... Chodzę bez kul. Może nie chodzę jeszcze kilometrami ale jakże się cieszę że kolejną barierę pokonałam. Tutaj problemem z kulami było to że jak tylko zmęczona byłam, czy szłam niedbale to zaczynałam wisieć na kulach. Dzięki temu mogłam sporo chodzić, ale po cóż chodzić byle jak, gdy można popracować, pomęczyć się trochę i chodzić tylko przy pomocy nordic walking.
Kijki kupiłam  bardzo dobrego gatunku. Mają to na czym mi zależało. Po pierwsze, mają rękojeść z korka, a po drugie rękawiczki w łatwy sposób można wypiąć. 
No tak...
Pewnie wyczekujecie na kolejny wpis, a tu echo.
Cierpię na chroniczny brak czasu. :(
Poważna choroba :P


W rehabilitacji duże postępy, choć podczas śniegów było wielkie załamanie. Fizjoterapeuta od dwóch spotkań mnie chwali, co jest dziwne, bo nigdy tego nie robił. A tu dwa spotkania z rzędu same pochwały. Myślę, że to jest człowiekowi szalenie potrzebne. To jakby dodatkowa motywacja. A za co pochwały? No za chód oczywiście :) Podobno moje wychylenie zmalało, jak również same stawianie kroków idzie mi całkowicie nieźle. Kto by pomyślał, że ten dzień nastąpi...
Jakby się zastanowić, to powoli moje kolejne marzenie się urzeczywistnia. 


W pracy... Dużo pracy! Wczoraj miałam dyżur na który się sama zdeklarowałam. "Bagatela" tylko 14 godzin. Wróciłam do domu o 23.00 i prosto do garów, bo dzisiaj moje kochanie celebruje swoje kolejne urodzinki. 
Kochanie życzę Ci duuużo zdrówka i wymarzonych prezentów. 


Pozostało już mi tylko pochwalić się sukcesami szkolnymi.
Tydzień temu pisałam maturę próbną z matematyki i... Zadałam ją! Dopiero za tydzień dowiem się szczegółów, ale już wiem, że wystarczyła mi liczba dobrze rozwiązanych zadań zamkniętych. Ciekawe jak mi w maju pójdzie? Ale przede mną nauki, a nauki :(
Paskudnie za oknem. Z niewielkimi przerwami pada deszcz. Moje bioderka wolą już deszcz niż śnieg, ale ja chcę słoneczka. Cholernie mi tego brakuje.
Wracam do kuchni!
Do następnego wpisu :*
Mam nadzieję, że nie w biegu.

Koszmar minionego lata

Wywichnięty BMHR
kliknij jak chcesz powiększyć

Pół roku minęło...

Wypłatę dostałam i ... Wypłatę udałam :)
Zajęło mi to dokładnie jedne popołudnie.
Owszem nie zarabiam kokosów, ale potrzeby zawsze mam bez względu na zarobek olbrzymie.
Dzisiaj oprócz uzupełnienia zapasów, kupiłam kibelek oraz winko. Wieczorem zapowiada się iście włoska kolacja. Pizza oraz winko może wprowadzi nas w romantyczniejszy nastrój. Ostatnio wszystko robimy w biegu, więc wieczór na kanapie się po prostu należy. 




Dzisiaj mija pól roku od operacji.
Pół roku temu przechodziłam swój największy koszmar, jaki miałam okazję do tej pory przeżyć.
Po takim okresie spodziewałam się lepszych efektów. Owszem nic mnie nie boli, pomijając jakieś drobne bóle mięśniowe, jednak nie tego oczekiwałam. Jednakże bardziej powinnam się skupić na rehabilitacji, a nie na życiu. Nie jestem jeszcze na tyle zdrowa, by żyć normalnie. Choć nie ukrywam... Bardzo, ale to bardzo bym chciała chodzić bez kul, a przede wszystkim prosto. Czy moje marzenie się spełni zależy głównie ode mnie. Jestem swoim kowalem i muszę w końcu bardziej walczyć o swoje, a  nie patrzeć na innych. W końcu walczę o swoje marzenia :) 


Ps. Wkrótce kupię swoje cztery kółka. Po czteroletniej przerwie będę znów za kierownicą :)

2 luty 2012

Ileż to stopni może być poniżej zera?
      Chodzi sobie mróz po świcie i tworzy te swoje niepowtarzalne, niesamowite malowidła. Chwali się swoim kunsztem na każdym kroku. Cokolwiek dotknie, cokolwiek muśnie ... Arcydzieła!
      Oprócz problemów z biodrami choruję jeszcze na  astmę oskrzelową. Podczas tak niskich temperatur mam wrażenie, że nie mam czym oddychać. Powietrze zbyt ostre, kłóci się z moim układem oddechowym. Ubrana szczelnie, do stóp po czubek głowy nie odczuwam aż tak bardzo chłodu. Ba nawet moje bioderka nie narzekają i świetnie się sprawują w ostatnim czasie. Byleby śniegu nie było...
      Wczoraj kolejne spotkanie zaliczyłam z bioderkowymi dziewczynami. Co mi się podoba w  tych spotkaniach, to to, że naprawdę niewiele rozmawiamy o bioderkowej przeszłości. Co najwyżej żartujemy z pewnych zdarzeń, ale o bólu i cierpieniu cicho sza :)
Kurcze, strasznie kaloryczne było te spotkanie, a ponieważ byłam po pracy, to koleżanka zadbała byśmy obiadek zjadły złożony z tysiąca kalorii, a do tego ciasto. Dobrze, że deser był bardziej naturalny :) tak więc zdecydowanie mniej kaloryczny.
Tego typu spotkania  muszą być w moim harmonogramie, gdyż ładują mi baterie na jakiś czas.


Dzisiaj powinnam mieć spotkanie z fizjoterapeutą ale niestety Krzysztof wziął sobie urlop od pracy. Niemożliwe, że  ten pracoholik zakochany w swoim fachu, bierze jakikolwiek dzień wolnego. No tak ale ileż można pracować średnio do 21.00, a nawet 22.00


Ja nie mam ferii. "Naferiowałam" się odpowiednio dużo w ostatnich latach, teraz WORK :)

Ciągle pada!

Śniegu drogi odpuść w końcu!- chyba tak będzie od dziś wyglądać moja modlitwa codzienna he he. Non stop pada. Co już mym oczu pokażą się czarne chodniki, to przyroda robi psikusa i dawaj z nieba, jakby mi na złość, biały puch sypie. Dobrze że po deszczu świeci słońce, a po zimie przychodzi piękna, zielona wiosna. 
Wiem już dlaczego cały tułów mam napięty... Dlatego, że chodzę z kulami jakby w powietrzu. Jest ślisko, więc bazuje jedynie na własnych nóżkach, tym bardziej, że buciki mam pierwsza klasa. Te trapery mam nadzieję, że nigdy nie wyjdą z mody i, że nigdy się nie zużyją. No, co najmniej do momentu, gdy będę idealnie (jak na moje możliwości) chodzić.


Niedziela rozpoczęła się leniwie. Dzisiaj mam dzień na "couch potato"
Pogoda i kiepsko przespana noc sprzyjają temu. Jutro do pracy, ale od wtorku do niedzieli mam wolne. Co będę robić??? Może wezmę się za pracę maturalną z polskiego!?

Jak słońce zza chmur

Jest dobrze. W końcu widać pierwsze promyki światła, choć dzień pochmurny, a śnieg nie odpuszcza.
Wróciłam z rehabilitacji i jest znacznie lepiej. Już nie skupiliśmy się tylko na likwidacji bólu, ale też na ćwiczeniach. Czuję, że znów wpadłam w rytm...


Wyszłam bardzo zadowolona i lekkim krokiem, z uśmiechem na tworzy szłam na autobus. Deszcz ze śniegiem towarzyszył mi całą drogę powrotną. Na przystanku sięgnęłam po książkę poleconą mi przez koleżankę i nie mogłam się od niej oderwać. W autobusie nadal się wczytywałam, a po powrocie do domu, na szybciora zrobiłam spagetti, by znów upajać się Kosińskim. "Malowany ptak", bo taki tytuł ma ta książka pochłonął mnie bez reszty dlatego wklepuję tylko dwa zdania o moim stanie i zmykam do lektury, tym bardziej, że czeka na mnie kolejna książka, którą kolega z pracy mi przyniósł. "Mężczyzna od A do Z"- ciekawe dlaczego o takiej tematyce? Łahahaha


W pracy w przyszłym tygodniu wolne. Niestety limit bym z renty przekroczyła i by mi ją odebrali, a tego nie chcę. Dlatego kontroluję zarobek i mam nad wszystkim czujne oko.


Wczoraj się dowiedziałam, że od roku mamy 23 procentowy VAT!!! Hm w jakim ja świecie przed operacją żyłam? Koleżanka Kasia z pracy, aż się zapytała"gdzieś ty się kobieto uchowała?" Ale ubaw w pracy ze mnie był przedni :)

Help!!!

Oj Krzysiu! Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
Jesteś dla mnie jak kompres na każdy ból.


Na rehabilitację jechałam z uczuciem ścisku w żołądku. Dokładnie to samo czuję przed egzaminami. Wiedziałam, że jest źle!
Niestety ból w plecach nie przechodził. Funkcjonowałam na tabletkach drugi dzień. Weszłam do gabinetu Krzyśka i mój widok go powalił. Na pytanie co mi jest, odpowiedziałam, że wszystko! I to było zgodne z prawdą. Bolał mnie przede wszystkim kręgosłup, a do tego okolice blizny "starej" nogi (czyt. tej z BMHR-em- lewa noga), pośladki, staw krzyżowo-biodrowy, mięsień gruszkowaty lewego pośladka oraz wiele punktów spustowych w tułowiu były boleśnie wyczuwalne. Nie mówiąc, że noga ostatnio operowana też przykładem nie świeci jeszcze. Reasumując KATASTROFA jakaś mnie dopadła!!!
Krzysiek wziął się do roboty, a ja z minuty na minutę czułam ulgę. 
Powinnam mieć takie "urządzenie" o imieniu Krzyś w domu he he. Mam Krzysia, ale szkoda, że bez złotych rączek. 
Tym razem całe spotkanie to rozluźnianie, a wierzcie mi, miał co robić. Ja ubrana tylko w stanik i majteczki, nie czując skrępowania, godziłam się na każde ćwiczenie, masowanie. Nawet te najmniej przyjemne. Wstałam z leżanki i ... Niebo na ziemi. Ufff
Do domu oczywiście, musowo zestaw ćwiczeń :)
Dzisiaj podjechałam ponownie do Krzysia. Jak obiecał, tak okleił moje plecki plastrami kinesio taping.

Nowy, nieznany ból!

Znów boli...
Bardzo boli...
Tym razem żeby nie było zbyt pięknie bolą mnie plecy. W zasadzie nie wiem dokładnie co mnie boli. Raczej wątpię żeby to bolał mnie kręgosłup. Moim zdaniem mięśnie to są. No tak, ale to tylko moje zdanie, nie poparte medyczną wiedzą. Poczekam na "orzeczenie" mojego fizjoterapeuty. Teraz łyknęłam ketonal duo i złagodziło trochę ból, ale wiem że to maskowanie. Muszę przede wszystkim wyeliminować przyczynę żeby ból nie powracał. Dodatkowo czuję w wielu miejscach tułowia napięcie, więc może muszę troszkę zwolnić?!
Koleżanka wczoraj zasugerowała, że przyczyna może leżeć w zbyt wczesnym powrocie do pracy. Może ma rację? Ale ja uwielbiam te pracę! I pomimo, iż nie wiele zarabiam to wiem, że cały proces wyjścia jest mi potrzebny jak rybie woda. 
Dziwnie dzisiaj się czułam, bo rano musiałam napisać do zwierzchniczki, że odpadłam. Pracuję prawie dwa miesiące, a ja już pierwszy dzień wolnego :(  No tak, ale zdrowie najważniejsze. Poczekam na opinie fizjoterapeuty i wówczas się zobaczy.