coś tam, coś tam :)

Rok po operacji minął jak z bicza strzelił. 
W sierpniu, zeszłego roku przechodziłam najgorsze w mym życiu chwile. Teraz wiem, że warto było. Jestem zadowolona z efektów, choć nadal pracuję nad sobą. Z Krzyśkiem - rehabilitantem spotykam się raz w tygodniu. Pracujemy głównie nad rozluźnianiem mięśni i nad nauką chodu. Element po elemencie. Bywały lepsze i gorsze chwile w rehabilitacji, ale nasze wspólne zaangażowanie daje wymierne wyniki. W czerwcu widziała mnie Katja w Borkach, chwaliła moje postępy, a teraz twierdzi że znów zrobiłam niesamowity postęp w rehabilitacji. Spotkałam się z nią w Rybniku chińskiej restauracji. Namówiła mnie na sushi. Jejku, jakie to jest smaczne :) 
Najbardziej jednak w tym wszystkim irytuje mnie, że my, bioderkowicze dysplastyczni, nie możemy spocząć na laurach. Podczas jednego z wypadów nad Wartę mój brak rozwagi poszedł mi w pięty, a dokładładnie w staw biodrowo-krzyżowy, bo nie zabrałam kijków. Osoby, które zaproponowały wypad mówiły, że to kawałeczek drogi. Dla nich kawałek, a dla mnie kawał nie do przebycia bez wsparcia. Do tego nierówna, wąska droga nie pozwoliła mi na kontynuowanie wycieczki. W połowie drogi wróciłam zła jak osa. Na siebie, że powinnam to przewidzieć, a na kompanów wycieczki, że znając moją sytuację bardzo dobrze, mogli mi odradzić wyjście, albo choć zaproponować kijki. Efektem mojej samowolki był 3 tygodniowy ból w stawie biodrowo- krzyżowym. Nie, nie bolało non stop, ale jak chciałam przejść dłuższy kawałek, to się paskudnie odzywał. Musiałam wówczas przystanąć, odpocząć i dopiero po chwili kontynuować spacer.
W pracy... Zmieniłam projekt. Wiąże się to z większą ilością godzin, ale i lepszym, pewniejszym wynagrodzeniem. Poprzedni projekt nie gwarantował mi ilości godzin. W zeszłym miesiącu, przepracowałam 81 godzin. Mniej chyba nie szło :P Nadal jestem zadowolona z firmy i z ludzi z którymi współpracuję. Ba, nawet moja córka postanowiła popracować w mojej firmie.
No właśnie córka...
Muszę się nią pochwalić.
Egzaminy na prawo jazdy zdała śpiewająco za pierwszym razem. Ależ jestem z niej dumna! W dzisiejszych czasach, gdy zdawalność jest niewielka to jest to wyczyn.
Podczas wakacji zmieniła podejście do przyszłej szkoły. Jednak wiąże swoją przyszłość z mundurem. Studia chce podjąć we Wrocławiu. Już teraz przygotowuje się :) Chciało by się powiedzieć: "Za mundurem kawalerowie sznurem" :)

To tak pokrótce opisałam moje ostatnie dni. Czuję się źle z tym, że nie opisuję nawet drobnego sukcesu na bieżąco, ale life is brutal. Praca, dom, rehabilitacja, trochę przyjemności, też mi się należy, absorbują całkowicie mój czas. Wolnego nie mam wcale, albo niewiele, ale nie martwię się tym, bo czuję się wspaniale!!!