koncentryka vs. ekscentryka

Czy można żyć tak by zapomnieć całkowicie o protezach?
Jestem pewna, że nie.
Nie chodzi tutaj o typowe bóle biodrowe, bo bioder nie ma, więc nie ma co boleć. Jednakże od czasu do czasu nawiedzają mnie przeróżne bóle: kolan, głowy, pleców, w klatce piersiowej, etc. I to wszystko właśnie jest ściśle związane z tym że moja funkcja chodu jest jeszcze do d@@py. 
Dzisiaj pojechałam na rehabilitację do mojego fizjoterapeuty Krzysztofa Grabarczyka http://www.rehabilitacjazabrze.com.pl/   z bólem pomiędzy łopatkami, który doskwierał mi znacznie. Czasem ciężko było mi zaczerpnąć łyk świeżego powietrza. Oczywiście byłam pewna, że to efekt mojego mało idealnego chodu, co zresztą Krzysztof potwierdził. Praktycznie całe spotkanie poświęcił na usuwanie tego paskudztwa. Ból nie znikł całkowicie, ale na pewno w znacznym stopniu go zminimalizował. Do tego stopnia że pozycja ciała, związana ze sznurowanie butów, w końcu jest bezbolesna. Ponadto okleił mnie taśmami kinesio taping co mam nadzieję że zrówna ból do zera. 

Mięśnie mam tak napięte, że jak to określił fizjoterapeuta, jakbym w kopalni pracowała. Ach ta koncentryka jest nadzwyczajna. Żeby tak pięknie ekscentryka funkcjonowała. 
Dość często łapię się na tym, że mięśnie mam niepotrzebnie napięte. Po co je tak eksploatować? 
Dla przykładu, gdy prowadzę samochód to zamiast tylko stopą pracować (pedał gazu) to mam cały pośladek tak napięty, że muszę się upominać by go rozluźnić. Na pewno ta partia mięśni nie jest potrzebna, by operować pedałem gazu. Zresztą dokładnie tak samo mam gdy stoję. Upominam się, rozluźniam a potem znów dokładnie to samo. I tak samo będzie dopóki mam problemy z chodzeniem i z kompensacjami.

Jakiś czas temu byłam na wizycie kontrolnej w Piekarach Śląskich i jakiś doktor (nie dr Mielnik) stwierdził bez zdjęcia rtg, że jak wszystko jest dobrze to jest dobrze. Ha ha ha GENIUSZ!!!
Szkoda pieniędzy na dojazd, szkoda jego czasu i nie będę wyliczać czego jeszcze szkoda, bo to mógł mi powiedzieć przez telefon. Jedyny plus z tej wizyty jest taki, że wypisał zaświadczenie do ZUS-u o moim stanie w celu przedłużenia renty socjalnej (ZUS przedłużył ją o kolejne dwa lata) oraz wypisał skierowanie na oddział rehabilitacyjny w Piekarach, który to zaszczycę swoją obecnością najprawdopodobniej w listopadzie.

Nowy Rok... Nowe nadzieje... Nowe plany...

Powaliła mnie choroba....
Stale utrzymująca się gorączka, katar, ból głowy ale przede wszystkim koszmarny ból mięśni towarzyszył mi przez ostatni tydzień.
Zaczęło się w niedzielę tj. 30 grudnia. Czułam rosnącą temperaturę, którą potwierdziły koleżanki z pracy. Wzięłam tabletkę na zbicie temperatury i na szczęście zadziałała bo w pracy musiałam zostać do 19.00. 
W sylwestra miałam ranną zmianę. Wstałam, ubrałam się i znów czuję tę paskudną rosnącą temperaturę... Tabletka i tym razem przyniosła ulgę. I dobrze, bo wieczorem szykowało się istne sylwestrowe szaleństwo. Noc sylwestrowa faktycznie okazała się być udana, a choroba jakby o mnie zapomniała. Taniec, szampańskie bąbelki i towarzystwo miały ogromny wpływ na moje dobre samopoczucie tej nocy. Niestety następnego dnia okazało się, że choroba czaiła się za rogiem, by dopaść ze zdwojoną siłą. Przeleżałam cały Nowy Rok w łóżku, a następnego dnia udałam się do lekarza. Antybiotyk i inne leki z dnia na dzień stawiały mnie na nogi, ale wieczorami nadal pojawia się silny ból mięśni od kolan do lędźwiowego odcinka kręgosłupa, z którym nie umiem sobie poradzić. Żadne rozluźnianie, masowanie nie pomaga, więc łykam kolejną tabletkę przeciwbólową i zasypiam. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Czy to osłabienie? Czy jakieś inne cholerstwo się przykleiło do mnie? Jak nie przejdzie do poniedziałku to znów udam się do lekarza. Choć szkoda, że kolejną wizytę u fizjoterapeuty będę musiała odwołać. 

Koniec roku to swoisty czas zadumy. To wtedy najczęściej myślimy co zrobiliśmy, a czego nie zdążyliśmy jeszcze dokonać. Co udało nam się osiągnąć, a co musieliśmy przełożyć na kolejny rok. Mnie również dopadły tego typu rozważania i.... Rok 2012 uważałam za cholernie udany na tle poprzednich lat. Niestety nowy rok jakoś fatalnie się zaczął.  Już przyniósł pierwszą kłodę z którą moja rodzina musi sobie poradzić. Nie poddamy się. W rodzinie siła :) Choć szkoda mi odwołanego wyjazdu w sierpniu na Chorwację. To miały być nasze pierwsze, wspólne, zagraniczne wakacje. No cóż będą kolejne :(

Moi drodzy czytelnicy...
W Nowym 2013 Roku  życzę Wam spełnienia najśmielszych planów, marzeń, celów. Miłości, dobroci i radości w serduchach oraz wile odwagi by realizować swoje pasje :)

W chwili obecnej toczą się losy pacjentów korzystających z usług szeroko pojętej rehabilitacji. Obecnie trwają prace nad kształtem ustawy o zawodzie fizjoterapeuty, którą to wspólnie tworzą dwa stowarzyszenia terapeutów: Fizjoterapia Polska i Polskie Towarzystwo Fizjoterapiii. Dla nas pacjentów jest to o tyle istotne, ponieważ jeśli proponowane przez Polskie Towarzystwo Fizjoterapii zmiany wejdą w życie, znacznie ograniczą, a nawet w niektórych przypadkach uniemożliwią dostęp do prywatnego, wolnego rynku usług medycznych jakim jest rehabilitacja (!!!). 

Postulaty, z którymi nie możemy się pogodzić zarówno jako pacjenci i terapeuci to ograniczenie praw rehabilitantom, którzy pracują we własnych placówkach, bądź otworzyli swoją działalność gospodarczą – czyli praktycznie całemu prywatnemu sektorowi tej dziedziny medycyny. 

Propozycja do ustawy mówi o tym, że magister fizjoterapii będzie mógł rozpocząć terapię danego pacjenta tylko i wyłącznie w przypadku, gdy pacjent zgłosi się do niego z diagnozą postawioną przez lekarza bądź fizjoterapeutę ze specjalizacją drugiego stopnia (!!!). Konsekwencje takiego zapisu są takie, iż pacjent, każdy z nas, kto będzie chciał czy musiał zadbać o własne zdrowie i rozpocząć terapię u znanego sobie i zaufanego terapeuty, najpierw musi wybrać się do lekarza specjalisty (do tego potrzebne jest skierowanie lekarza pierwszego kontaktu) aby zostać przez niego zdiagnozowanym, oraz dostać swoiste wytyczne na co może być rehabilitowanym przez terapeutę. Wniosek?Żeby móc pójść do prywatnego terapeuty, najpierw musimy odwiedzić dwóch lekarzy bądź lekarza i rehabilitanta z drugim stopniem specjalizacji…. Tak drugim (!), nie może to być pierwszy stopień specjalizacji i nie może to być nawet rehabilitant z doktoranckim stopniem naukowym nie mówiąc już o magistrze! 
(Dla wyjaśnienia, II stopień specjalizacji to kolejne lata studiów (po otrzymaniu tytułu magistra). Specjalistów fizjoterapii II stopnia jest znacznie mniej na rynku, często są oni związani z placówkami publicznymi lub akademickimi) 
Maluje to wizję jeszcze dłuższych kolejek do specjalistów, jeszcze dłuższe terminy na rehabilitację jeszcze niższy poziom usług – brak konkurencji i całkowity monopol na diagnostykę niewielkiej grupy osób w Polsce w dodatku głównie związanych z państwowymi placówkami... Efektem będzie całkowite bankructwo prywatnych placówek czylimniejszy wybór w specjalistach dla nas. 
Co ciekawe będziemy jedynym w Europie krajem, w którym magister fizjoterapii nie ma prawa na podejmowanie samodzielnej terapii. Widocznie pięcioletnie studia w Polsce to nadal za mało. Po wspomnianych studiach nawet bardzo doświadczony terapeuta nie będzie mógł wykonać zwykłego masażu, ponieważ nie posiada pozwolenia od lekarza bądź specjalisty (!), ale już każdy inny człowiek, bez studiów, po miesięcznym kursie masażu i uzyskaniu certyfikatu ukończenia może otwierać swoją działalność i masować klientów czyli nas pacjentów do woli. 
Takich absurdów jest wiele i godzą one w dobro pacjenta. Jest to pogwałcenie prawa pacjenta do wyboru terapeuty i swobodnego dostępu do rehabilitacji. Obecną sytuację można porównać do tego, jakby dentysta potrzebował diagnozy i pozwolenia na zaleczenie zęba pacjentowi u siebie w prywatnym gabinecie od stomatologa ze szpitala. Absurd!!! 
Jako Fundacja zrzeszająca wielu pacjentów, którym bliski i nieobojętny jest stan w polskiej służbie zdrowia zarówno w sektorze prywatnym i jak i państwowym wspólnie z terapeutami walczymy o dobro pacjenta. Jeśli sami chcecie zadbać o własne zdrowie i dobrowolny, szeroki dostęp do opieki przyłączcie się. Do czwartku wieczora (3 stycznia) napiszcie krótki list, w którym opiszcie co sądzicie na temat takiego pomysłu w ustawie o zawodzie fizjoterapeuty. Napiszcie o tym czy to pomoże w uzdrowieniu obecnej sytuacji w służbie zdrowia? Czy zgadzacie się na takie ograniczenia? Czy wyobrażacie sobie prowadząc np. od kilku miesięcy czy lat przynoszącą efekty terapię o swojego zaufanego fizjoterapeuty musieć teraz biec do lekarza pierwszego kontaktu po skierowanie do fizjoterapeuty II stopnia żeby on łaskawie pozwolił Wam na dalsze leczenie pod opieką Waszego terapeuty, ba! oraz aby nie znając tak dobrze jak Wasz terapeuta historii Waszej choroby napisał w niej jak macie być leczeni?!? Czy stanie w kolejnych kolejkach i czekanie na fizjoterapię to coś co jest w sferze marzeń każdego z nas? Kiedy nas boli, oczekujemy natychmiastowej pomocy, i wiemy gdzie po nią się udać - czy proponowane zmiany nam pomogą czy raczej zaszkodzą? Podzielcie się swoimi wnioskami w tym liście. Koniecznie! Każdy nawet najkrótszy list się liczy. 
Uświadommy tym, którzy nie mają pojęcia (albo mieć go nie chcą) jak to wygląda z naszej strony, ze strony pacjenta. 
Dlaczego do czwartku? - Bo w piątek rano przedstawiciele dwóch ugrupowań zrzeszających fizjoterapeutów (o których mowa była w pierwszym akapicie tekstu) spotkają się na ostatecznych rozmowach "między sobą" zanim decyzje o zmianach i projekt ustawy utknie w Ministerstwie Zdrowia, gdzie już ani my pacjenci, ani stowarzyszenia czy fundacje nie będą miały na nie wpływu a tylko i wyłącznie politycy. Nie pozwólmy aby o NAS PACJENTACH decydowano bez naszego udziału! Nie pozwólmy aby czyjeś zapędy ograniczyły a może nawet uniemożliwiły nam mądre i ukierunkowane leczenie! 
TUTAJ podajemy link do projektu omawianej Ustawy Jest ona zapisana jako projekt obywatelski, choć raczej bardzo wąska grupa obywateli miała wpływ na jego kształt dlatego też potrzeba jest szerszego spojrzenia na ten palący problem. 
Do dzieła!!! Na Wasze listy czekamy do czwartku (3 stycznia) wieczora!!! Listy wysyłajcie bezpośrednio na nasze mail: kontakt@fundacjabioderko.pl a my przekażemy je przedstawicielom Stowarzyszenia Fizjoterapia Polska, które walczy o normalność i szeroki dostęp do leczenia dla pacjentów. Podpisujcie się w listach imieniem i nazwiskiem - nie wstydźcie się swojego zdania. Macie wszelkie prawa a przede wszystkim obowiązek występowania w swoim imieniu w sprawach które dotyczą Was i Waszego zdrowia. Wasze wsparcie będzie bardzo mocnym argumentem w tej nierównej walce. 
My jako Fundacja też naturalnie żywo włączamy się do akcji i stosujemy oficjalne pismo o naszym stanowisku w tej sprawie. Mamy nadzieję, że w Polsce może być dobrze, że w Polsce nadal można będzie otrzymać fachowe leczenie rehabilitacyjne, że nasz kraj będzie pod tym względem przypominał XXI wiek a nie średniowiecze... 
Do dzieła Kochani!




                                                                                      źródło: http://forumbioderko.pl/viewtopic.php?t=1654

Świątecznie

Pierwsze śniegi za nami...
W końcu nie musiałam się martwić o to, że się poślizgnę. Nie męczę się jak chodzę i w ogóle jest dobrze w tym temacie. Owszem pamiętam, że mam protezy w biodrach, ale żyję prawie normalnie. W większości chodzę bez wsparcia kijków. No chyba, że jakiś kawałek spory mam do dreptania. Po sklepach bez kijków, bo najczęściej koszyk pcham przed sobą, a na pasażu jak idę z moim Krzysiem, to złapię się go pod bok.

Oczywiście i u mnie przygotowania do świąt pełną parą. Tego roku święta u mnie. Prezenty kupione, śledź w lodówce "przechodzi", by był idealny. I tak codziennie coś robię, by ten szczególny dzień był idealny. Pomimo tej całej bieganiny bioderka nie bolą. Czasem tylko mięśnie coś się odezwą, ale i tak dla mnie jest fantastycznie. Jeszcze nigdy tak się nie czułam świetnie.

Rehabilitacja oczywiście kontynuowana. Raz w tygodniu systematycznie spotykam się z Krzyśkiem. Nasza rehabilitacja bardzo posunęła się do przodu i niczym nie przypomina tej sprzed pół roku. Teraz dostaję istny wycisk, a nie jakieś tam ćwiczenia rozluźniające. Jak wychodzę od niego, to pot spływa mi  po tyłku. Skąd on bierze te ćwiczenia? Czasem zastanawiam się, czy osoba zdrowa byłaby je w stanie wykonać z łatwością? A ja muszę ;) Przed każdym ćwiczeniem zapewniam Krzyśka, z całą powagą i głęboką wiarą, że w życiu tego nie wykonam. On oczywiście przekonuje mnie, że zawsze tak mówię i, że jeszcze nie było tak, abym któregoś z jego ćwiczeń nie wykonała. Owszem nie jest to za pierwszym razem mistrzostwo świata, ale z czasem coraz precyzyjniej wykonuję każde ćwiczenie, aż oboje z rezultatu jesteśmy zadowoleni. 
Miałam szczęście, że spotkałam go na swojej drodze do sprawności. I myślę że on też jest z siebie dumny, że wyciągnął mnie z takiego bagna. Bo ja bym była :)
Wierzę, że osiągniemy wspólnie wymarzony cel.

coś tam, coś tam :)

Rok po operacji minął jak z bicza strzelił. 
W sierpniu, zeszłego roku przechodziłam najgorsze w mym życiu chwile. Teraz wiem, że warto było. Jestem zadowolona z efektów, choć nadal pracuję nad sobą. Z Krzyśkiem - rehabilitantem spotykam się raz w tygodniu. Pracujemy głównie nad rozluźnianiem mięśni i nad nauką chodu. Element po elemencie. Bywały lepsze i gorsze chwile w rehabilitacji, ale nasze wspólne zaangażowanie daje wymierne wyniki. W czerwcu widziała mnie Katja w Borkach, chwaliła moje postępy, a teraz twierdzi że znów zrobiłam niesamowity postęp w rehabilitacji. Spotkałam się z nią w Rybniku chińskiej restauracji. Namówiła mnie na sushi. Jejku, jakie to jest smaczne :) 
Najbardziej jednak w tym wszystkim irytuje mnie, że my, bioderkowicze dysplastyczni, nie możemy spocząć na laurach. Podczas jednego z wypadów nad Wartę mój brak rozwagi poszedł mi w pięty, a dokładładnie w staw biodrowo-krzyżowy, bo nie zabrałam kijków. Osoby, które zaproponowały wypad mówiły, że to kawałeczek drogi. Dla nich kawałek, a dla mnie kawał nie do przebycia bez wsparcia. Do tego nierówna, wąska droga nie pozwoliła mi na kontynuowanie wycieczki. W połowie drogi wróciłam zła jak osa. Na siebie, że powinnam to przewidzieć, a na kompanów wycieczki, że znając moją sytuację bardzo dobrze, mogli mi odradzić wyjście, albo choć zaproponować kijki. Efektem mojej samowolki był 3 tygodniowy ból w stawie biodrowo- krzyżowym. Nie, nie bolało non stop, ale jak chciałam przejść dłuższy kawałek, to się paskudnie odzywał. Musiałam wówczas przystanąć, odpocząć i dopiero po chwili kontynuować spacer.
W pracy... Zmieniłam projekt. Wiąże się to z większą ilością godzin, ale i lepszym, pewniejszym wynagrodzeniem. Poprzedni projekt nie gwarantował mi ilości godzin. W zeszłym miesiącu, przepracowałam 81 godzin. Mniej chyba nie szło :P Nadal jestem zadowolona z firmy i z ludzi z którymi współpracuję. Ba, nawet moja córka postanowiła popracować w mojej firmie.
No właśnie córka...
Muszę się nią pochwalić.
Egzaminy na prawo jazdy zdała śpiewająco za pierwszym razem. Ależ jestem z niej dumna! W dzisiejszych czasach, gdy zdawalność jest niewielka to jest to wyczyn.
Podczas wakacji zmieniła podejście do przyszłej szkoły. Jednak wiąże swoją przyszłość z mundurem. Studia chce podjąć we Wrocławiu. Już teraz przygotowuje się :) Chciało by się powiedzieć: "Za mundurem kawalerowie sznurem" :)

To tak pokrótce opisałam moje ostatnie dni. Czuję się źle z tym, że nie opisuję nawet drobnego sukcesu na bieżąco, ale life is brutal. Praca, dom, rehabilitacja, trochę przyjemności, też mi się należy, absorbują całkowicie mój czas. Wolnego nie mam wcale, albo niewiele, ale nie martwię się tym, bo czuję się wspaniale!!!
Dzisiaj moja mama ma urodziny. Shit! Oczywiście zapomniałam o tym fakcie. :(  Czy ja zawsze z tego typu datami muszę mieć problem? Mama zapytała się w sms-ie, czy przyjdę, czy jestem w pracy. Oczywiści siedzę w pracy na popołudnie i nie jestem w stanie ją odwiedzić w tak ważnym dla niej dniu. Niestety w dalszym ciągu pieniądz nakręca cały system, dlatego też praca jest tak ważna. Choć nie ukrywam, że pracuję z przyjemnością, bo po prostu lubię to co robię. 

Przed pracą podjechałam do Krzysia na rehabilitację. Jest prawie rok od ostatniej operacji, a czuję, ba ja to wiem, że nadal jestem w dupie. Niby nie jest źle, są ogromne postępy, ale to nie to czego oczekiwałam po takim okresie.
Dzisiaj Krzysiek zbadał mi stopy i... Mam płaskostopie, płaskostopie poprzeczne, jedna stopa idzie mi do koślawości, a druga do szpotawości. Ponad to źle obciążam stopy oraz palce w lewej stopie. Z pięciu palców moja stópka wybrała sobie punkt podparcia jedynie na środkowym palcu. Kurcze, ale mam przewalone. Jak nie urok to ... Przemarsz wojska :/

Tak więc na pewno będzie wkładka do butów :P

Newsy z frontu

Co można robić w pracy?
Można odbierać telefony, rozmawiać z innymi konsultantami, ale można również napisać nowego posta :)
News: 
ZDAŁAM MATURĘ !!!
Tym samym daje mi to możliwość podjecia studiów. Kierunek wybrałam rachunkowość. Hm, chociaż raczej dobre, fundacyjne duszki "wskazały" mi taki kierunek :)
Mogę głośno powiedzieć, że uzupełnienia braku w wykształceniu m.in. dały mi moje chore biodra. Zawaliłam to w młodości, więc na starość trza do szkoły mykać :)
Nadal się rehabilituję :) Chodzę tydzień w tydzień, o ile praca mi na to pozwala. Mój rehabilitant bardzo idzie mi na rękę. Próbuje dostosować swoje godziny do moich, co czasem jednak wychodzi z negatywnym skutkiem, niestety.
Generalnie, po prawie roku od operacji, jak bardzo się postam, to już nie kołyszę tułowiem, ale jeszcze kosmos do roboty mam w tym zakresie. Czy to się kiedyś skończy? Niestety nie! Wiem, że jestem zmuszona współpracować z fizjoterapeutą do końca mych dni.
Najważniejsze jest teraz praca nad przeponą i stabilizacją miednicy. Forumowy fizjoterapeuta - Fizkom, podczas ostatniego spotkania, pochwalił naszą moją i Krzysia robotę. Powiedział, że poczyniłam duży postęp w drodze do sprawności, ale nie ukrył że to dopiero początek. Dał mi parę wskazówek, za które jestem mu wdzięczna.
Dodał że jak moje fundamenty (miednica) nie będą stabilne to nigdy domu na nim nie zbuduję. I tego się trzymam.
Pozdrowienia dla moich stałych czytelników :*