Tik tak

Kończy się stary rok!
Robiliście już analizę roku zbliżającego się ku schyłkowi?
Ja niestety nie, ale po operacji czas mi dosłownie zapierdziela, dosłownie brakuje mi czasu na dobrą lekturę. Gazetę "obejmuję" oczami jedynie w toalecie, a do książek też mi daleko.
W sumie oprócz sierpniowego, niechcianego epizodu (rewizja) jestem zadowolona z ostatniego roczku. Do pełni szczęścia brakuje mi jedynie, aby stanąć solidnie na nogach, by przejść poprawnym krokiem choćby kawałek i z dnia na dzień powiększać ten dystans. Ech, mam już pierwsze postanowienie noworoczne "na wiosnę odrzucić kule". Drugie to jest moja waga :(   "Praca" nad nią przyniosła mi dodatkowe, niechciane kilogramy. Widzę, że bez fachowej pomocy sobie nie dam rady. No cóż nie we wszystkim trzeba być ideałem. Trzecim postanowieniem jest zrobienie wszystkiego by zdać maturę. Wiem, że nie będzie łatwo, ale muszę dać radę. Dobrze, że mam pracę, bo świetnych ludzi w niej poznałam. Nie ma zawiści, nie ma wchodzenia sobie w paradę, za to jest świetna zabawa pomiędzy odebranymi telefonami.


Tak à propos pracy...
Pozdrowienia dla Agi J. i Kasi K. dzięki którym dzisiejszy dzień był nietuzinkowy. Bawiłam się wyśmienicie :*
Wiedziałam!
D@@pa przez wielkie "D"
Jak tylko Krzysiek (rehabilitant) mnie zobaczył, to stwierdził,  że jest źle. Spytał, czy mnie coś boli!? I czy go sprawdzam, że nie informuję go na wejściu o moich bólach, ale... Czy odwieczne marudzenie ma sens? Ja czuję się w porównaniu do stanu sprzed operacji i tak jak w niebie i dlatego nie widzę problemu. I tu robię błąd, bo koniecznie powinnam o wszystkim informować, a w dodatku wiem że Krzysia nie muszę sprawdzać.
Dzisiaj zajął się głównie rozluźnianiem. No i się zaczęło!
Najbardziej mi się podobał dialog:
Leżę na brzuchu, Krzysiek "maltretuje" mi udo.
- Krzysiek, a czy wiesz, że to mało przyjemne?
- Takie miało być!
- Koniec przyjemności?
- ... :)
Tak więc zakończyła się "era romantyzmu" . Naprawdę choć tym razem nie spociłam się, to spotkanie do najprzyjemniejszych nie należało. Dużo bólu, ale mam to gdzieś! Chcę już po woli wychodzić na prostą, dlatego nie narzekam. Ufam Krzyśkowi w pełni. Dawno nikomu tak nie ufałam jak jemu. Wiem, że mi krzywdy nie zrobi i wiem również, że naprawdę ciężko znaleźć dobrego rehabilitanta z pasją w oczach i wielką chęcią samorozwoju. Wielu rehabilitantów w zasadzie po szkole lub paru kursach uważa się za bogów, a on non stop coś robi by stosować swe umiejętności do pacjentów. Teraz przez pryzmat czasu widzę jak bardzo Krzysiek posunął się do przodu. Jestem pewna, że bez niego bym była zawiedziona operacjami. Zanim zdobyłam odpowiednią wiedzę uważałam ortopedów za wyrocznię, która postawi mnie na nogi za pomocą protez. Teraz widzę, że to błędne myślenie. Zmiany w organizmie były zbyt duże, aby samo przeszło lub jak to jeden profesor powiedział "reszta zrobi grawitacja". No to mnie grawitacja chyba omija wielkim łukiem he he
Jutro reha a ja jestem w d@@pie Nie ćwiczyłam praktycznie w ogóle. Krzysiek nie będzie pocieszony. Powinnam, wiem. I w zasadzie takie było moje założenie, że po egzaminach biorę się pełną parą za ćwiczenia, ale ja swoje, a życie swoje. 
Niedziela - po szkole tzn koło 17.30 byłam w domu poszłam "oblać" egzaminy. Ćwiczenia raczej ręki niż nogi he he.
Poniedziałek - wolne od pracy, za to od rana biegałam po sklepach z siostrą. W założeniu było kupienie prezentów. W efekcie kupiłam jeden prezent dla mamy. Potem poszłam na spożywcze zakupy. Nogi a w szczególności stopy odmówiły mi posłuszeństwa. Ćwiczenia zminimalizowałam prawie do zera. 
Wtorek - pobudka o piątej, o szóstej siedzę w busie, a o siódmej zaczynam pracę. O piętnastej kończę w końcu odbieranie telefonów. Powrót do domku, a tam stęskniony facet który w zasadzie ostatnio ledwo mnie widuje, a ja po pół godzinie wymykam się. No tak, muszę jeszcze oddać nieudany zakup, a chwilę później kładę farbę na włosy przyszłej szwagierce. Oczywiście u niej zawsze się dobrze siedzi i dlatego wróciłam po 21.00. Tak więc i tego dnia w zasadzie liznęłam ćwiczenia.
Środa - dzisiaj totalna przesada. Zaraz po pracy poszłam z Kariną na zakupy. W efekcie mam wszystkie prezenty, ale padam na pysk. Przeszłam mnóstwo sklepów wszerz i wzdłuż. Nogi to szkoda słów, ale w zasadzie tylko stopy mnie bolą. Natomiast ból sprzed operacji mam nadzieję, że odszedł bezpowrotnie. Nie spodziewałam się że to taki komfort. I jak przed trzecią sierpniową operacją wolałabym nie żyć, tak teraz "carpe diem".
Każdemu z Was, moi drodzy czytelnicy, życzę byście cieszyli się każdą drobną przyjemnością zwykłego dnia. Z protezami żyje się rewelacyjnie i nawet śnieg dzisiejszy mnie nie przeraził, a napadało go naprawdę sporo.


Muszę zmienić końcówki w kulach, bo niestety bieżnik jest całkowicie zjechany. Nie kupuję żadnych zimowych końcówek, bo uważam to za zbędne, natomiast same gumy raz na rok zmieniam na pewno.
Wróciłam do żywych!
Zeszły tydzień dom - praca, praca - dom, a w między czasie nauka. Na sen zostawało pięć, no może sześć godzin snu. Ogrom pracy jaki włożyłam w naukę odciął mnie dosłownie od wszystkiego. Owszem do pracy chodziłam oraz rehabilitacji też nie odpuszczałam, ale resztę muszę teraz biegiem nadrabiać. Tym bardziej, że święta tuż, tuż, a ja nie mam ani jednego prezentu. Nie mówiąc już o zwykłych zakupach. :(
Ale...
Pochwalę się wynikami :)
Na koniec same piątki, a jedynie z języka angielskiego mam czwórkę. Oczywiście po raz kolejny jestem dumna z matematyki. Były  dwie piątki z pisemnego egzaminu w tym jedna moja. Pani oddając moją pracę powiedziała "to wielka przyjemność sprawdzać taką pracę" :) Z ustnego były trzy piątki - również zaszczyciłam ich grono. Dumna jestem również ze swojej pracy z polskiego. Pisaliśmy część z matury pisemnej. Oczywiście jak zobaczyłam pracę, to byłam zszokowana. Jednak i z tym sobie poradziłam. Praktycznie bez błędów- nie uszczupliłam zbytnio zasobu tuszu z czerwonego długopisu naszej profesorki hi hi. W efekcie co??? Piątka!


W rehabilitacji też widać drobniusie postępy :) Ostatnio Krzysiek zaszalał. Tak mnie rehabilituje, że wychodzę bardzo spocona. Obawiam się czasem, że mnie przewieje i będę "ugotowana". Ostatnio również pierwszy raz przerwałam ćwiczenie. Nie dałam rady! :(  Mój mięsień bolał tak bardzo, że odpadłam. Dziwne bo ja z reguły nigdy nie poddaję się. Zaciskam zęby, ale ćwiczę. No cóż! Na każdego przyjedzie czas. Do domu dostałam oddychanie w różnych ułożeniach klatką piersiową, ale najważniejsze w tym jest całe ułożenie ciała, a potem oddychanie. Krzysiek powiedział, że w ten sposób pracuję nad miednicą, bo milion pompek na to nie pomoże.  Oczywiście dostałam też inne ćwiczenia ale te są najważniejsze. Dodatkowo codziennie masaż bańkami i efekty widoczne :)

Bańki :P

Kilka dni temu zamówiłam sobie bańki chińskie. Przyszły dzisiaj i od razu wzięłam się do roboty. Sowicie nałożyłam oliwkę w rejon blizny i odpowiednimi ruchami, wskazanymi przez rehabilitanta, zaczęłam wykonywać ruchy. Nie powiem żeby należało to do przyjemnych spraw. Pojawił się ból, choć do zniesienia to jednak ograniczał ruchy. Ciało zrobiło się gorące, czerwone, ba nawet krwiaczki się pojawiły. Hm nie wiem co z tym zrobić? Poczekać do spotkania z rehabilitantem, czy kontynuować? Wszakże Krzysiek uprzedził mnie, że na początku krwiaki pojawią się, ale o bólu już jakoś nie wspomniał. Zobaczę jutro jaki będzie efekt. Dzisiaj już wystarczy :P 
Ponad to ta kuracja ponoć świetnie działa na cellulitis tak więc choćby dla zniwelowanie choć odrobiny tego paskudztwa warto to robić.

Istna bieganina!

Piąta rano pobudka! Godzinę później siedzę w autobusie, by od siódmej pracować. Praca generalnie fajna, o ile nie wysłucha się od klienta, że jesteś debilem, kretynem i jeszcze czymś innym. Oni mają żądania, a my wytyczne według których mamy się trzymać. Czy to tak ciężko zrozumieć? Jak można tak nie szanować ludzi po drugiej stronie telefonu, którzy przecież tylko pracują najczęściej na utrzymanie swoich rodzin? Niezrozumienie tego faktu potęguje tym bardziej, że przecież nic im nie "wciskam", wręcz to oni mają do mnie interes. Po prawie sześciu godzinach czasem mam dość. Dobrze, że są klienci, którzy są niezwykle mili i rekompensują "trudnych" klientów. Dzisiaj pan kłaniał mi się do samej ziemi ha, ha.
Po pracy biegiem do domu, by od razu wpaść w wir codziennych obowiązków. Nikt z domowników nie domyśli się, że można zrobić coś zrobić wspólnie, bym i ja miała czas wolny :( Potem kąpiel relaksacyjna i mknę na rehabilitację. Docieram tam autobusem przed czasem, więc zahaczam o kawkę z McDonalda, ale niestety nie stawia mnie na nogi. Jest 19.00, padam na pysk. Nawet Krzysiek zauważa, że coś ze mną nie tak. Dobrze, że jest zadowolony z mojej pracy domowej. Widać efekty :) Upomina mnie, że mam nie wymagać od siebie wszystkiego od razu. Ale dlaczego mi to wszystko tak ciężko przychodzi, a inni mają szybsze efekty? Ja też chcę!!! Będę tupać :) Idę poćwiczyć :)