Istna bieganina!

Piąta rano pobudka! Godzinę później siedzę w autobusie, by od siódmej pracować. Praca generalnie fajna, o ile nie wysłucha się od klienta, że jesteś debilem, kretynem i jeszcze czymś innym. Oni mają żądania, a my wytyczne według których mamy się trzymać. Czy to tak ciężko zrozumieć? Jak można tak nie szanować ludzi po drugiej stronie telefonu, którzy przecież tylko pracują najczęściej na utrzymanie swoich rodzin? Niezrozumienie tego faktu potęguje tym bardziej, że przecież nic im nie "wciskam", wręcz to oni mają do mnie interes. Po prawie sześciu godzinach czasem mam dość. Dobrze, że są klienci, którzy są niezwykle mili i rekompensują "trudnych" klientów. Dzisiaj pan kłaniał mi się do samej ziemi ha, ha.
Po pracy biegiem do domu, by od razu wpaść w wir codziennych obowiązków. Nikt z domowników nie domyśli się, że można zrobić coś zrobić wspólnie, bym i ja miała czas wolny :( Potem kąpiel relaksacyjna i mknę na rehabilitację. Docieram tam autobusem przed czasem, więc zahaczam o kawkę z McDonalda, ale niestety nie stawia mnie na nogi. Jest 19.00, padam na pysk. Nawet Krzysiek zauważa, że coś ze mną nie tak. Dobrze, że jest zadowolony z mojej pracy domowej. Widać efekty :) Upomina mnie, że mam nie wymagać od siebie wszystkiego od razu. Ale dlaczego mi to wszystko tak ciężko przychodzi, a inni mają szybsze efekty? Ja też chcę!!! Będę tupać :) Idę poćwiczyć :) 

Brak komentarzy: