Piękny jest ten świat...

W słuchawkach bębnią mi słowa: jaki piękny jest ten świat, śpiewa Myslovitz ... Myślami wracam do weekendowych wydarzeń...
Jest jeszcze wiele zakątków na tym świecie, które marzę by zobaczyć. Od zawsze marzyłam o podróżach po świecie, a przede wszystkim o zwiedzeniu całej Polski, jednak przez wiele lat cholerne nogi blokowały mnie na każdym kroku. W dzień jeszcze w miarę dawałam radę chodzić, za to w nocy zwijałam się z bólu. Nawet nie umiem określić tego bólu, który towarzyszył mi praktycznie całe życie. Czasem zagryzałam zęby by nie stracić czegoś, aby nie wytykali mnie palcami, że jestem niedorajdą, zresztą sama chciałam żyć w miarę normalnie. Normalność, albo ból. Ot wybór!!!


W ten weekend szkoła Cosinus, a w zasadzie Unia Europejska, zasponsorowała nam dwudniową wycieczkę. W planie było zwiedzanie Sandomierza, Baranowa oraz jeszcze jednego miejsca, które finalnie zostało zastąpione Krakowem.Bałam się jak diabli, że zapisując się porywam się z motyką na słońce. Moje wątpliwości rozwiała najpierw dyrektorka szkoły, która stwierdziła, że szkoda bym zrezygnowała całkowicie z tak wspaniałej wycieczki, a potem mój rehabilitant, który stwierdził, że na pewno dam sobie radę definitywnie przekonał mnie. 

Dwie godziny snu, wypijam kawę, pakuję kanapki, zarzucam plecak i w drogę ...
Autobus zabiera nas z umówionego miejsca. Humor dopisuje pomimo braku snu, buzia mi się nie zamyka, lubię takie klimaty co mnie jeszcze bardziej nakręca. Niektórzy próbują się zdrzemnąć, ale ciężko, gdy co rusz ktoś sen przerywa gromkim śmiechem. Kawały, anegdoty, śpiewanie umilają nam drogę, aż do samego Sandomierza :) Bioderka wspaniale znoszą podróż, ale jeszcze całe dwa dni muszą być dzielne.




Sandomierz przywitał nas dość pochmurnie, na szczęście bezdeszczowo, choć wraz z upływem czasu sandomierskie słoneczko zdążyło nas nieśmiało przywitać. 
Na dzień dobry musiałam pokonać mnóstwo schodów Nie liczyłam ich, ale było ich chyba ze 150 szt. Pokonałam je jednym haustem Dumnie patrzyłam z góry na resztę klasy jak mnie dogania, bo koordynatorka dała mi fory i ruszyłam troszkę wcześniej.
Szłam uliczkami Sandomierza, królewskiego miasta i zachwycałam się jego urokiem. Dawno mnie nic tak nie urzekło! Tak, to miasto miało duszę, którą było czuć na każdym kroku. Brama opatowska, renesansowy ratusz, Bazylika Katedralna, Zamek kazimierzowski, dom Jana Długosza, kościoły i wiele innych zabytków  dumnie stoją od wieków, zachwycając turystów swym widokiem. Wspaniałe, sandomierskie lochy również mnie nie pokonały, a w zasadzie moich bioderek. Schody prowadziły to w górę, to w dół przez 470 metrów dochodząc najgłębiej 12 metrów poniżej poziomu rynku. Byłam spocona, ale jakoś niespecjalnie mogłam powiedzieć, by mnie zmęczyły te schody, a było ich naprawdę sporo. Kolejnym punktem programu była zbrojownia. Jeszcze nigdy nie słyszałam skrawka historii opowiedzianej z taką pasją, która przejawiała się w każdym wypowiedzianym słowie, a była na temat uzbrojenia wojsk polskich i nie tylko na przełomie wieków. Historia w pigułce na pewno na zawsze utkwi w mej pamięci. 
Mistyczne miasto pożegnało nas przepięknym zachodem słońca. Znów pędziliśmy autokarem by zjeść obiadokolację w eleganckiej restauracji hotelu Magnat w Jacyntowie. Pokój dostałam dwuosobowy, więc rozgościłam się w nim z Elą. Obiadokolacja dość zwyczajna, ale nie to było istotne tego wieczora. Najważniejsze było, byśmy się zintegrowali jeszcze bardziej i muszę przyznać, że udało się to nam całkowicie osiągnąć. Szalałam ze znajomymi do 2.00 w nocy i pewnie byśmy jeszcze nie pokładli się spać, gdyby nie fakt, że atrakcje dnia następnego czekały na nas. Zasypiam słysząc jakieś głosy, kroki... Jeszcze co niektórzy jednak nie poszli spać. Morfeusz mnie porywa na krótko w otchłań.


Budzik o 7,00 zadzwonił, wzięłam prysznic, ubrałam się i poszłam budzić resztę ekipy, za co mi niektórzy dziękowali, bo budziki ich "nawaliły".  Oczywiście koledzy zadbali by na śniadaniu niczego mi nie zabrakło, bez słowa spełniali wszystkie moje zachcianki.  Hm, jak fajnie by było z taką obsługą funkcjonować całe życie...  
Kolejny etap wycieczki, okazał się kolejną niespodzianką. Dosłownie perła polskiej architektury lśni pełnym blaskiem w Baranowie Sandomierskim. Najpiękniejsza dawna rezydencja magnacka, otoczona wspaniałym parkiem urzekła mnie swoim czarem. Przepiękny dziedziniec na którym niejednokrotnie odgrywano filmowe sceny ("Czarne chmury", "Barbara Radziwiłłówna") wręcz porażał swym urokiem. Komnaty miały swój urok choć przeszkadzał mi zaduch i ledwo widoczne malowidła, których nie oszczędził czas. Ogólnie bardzo pozytywna ocena zamku oraz przewodnika, który umiał zainteresować nas historią zamku.


W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Kraków, gdzie dostaliśmy dwie godziny wolnego czasu dla siebie. Postanowiłam, więc zadzwonić do Duśki, aby się z nią spotkać choć na chwilę. Jednak zapowiedziana wizyta w ostatniej chwili nie wypaliła (szkoda), bo Daga już miała inne plany na ten dzień. Pozostało mi wraz z najbardziej zgraną ekipą wycieczki udać się na zwiedzanie Krakowa i w sumie nie żałuję tej alternatywy na wolny czas. Dawno nie miałam okazji widzieć uroków Krakowa, a zawsze chętnie wracam do najpiękniejszego miasta w Polsce. Sukiennice, kościół Mariacki  oraz Wawel odświeżyły moje obrazy z dzieciństwa. 


Powrót do domu i znów nasuwa się stare polskie powiedzenie: 
"Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej"
Samej ciężko mi w to uwierzyć, ale po dwóch dniach intensywnego chodzenia, mnóstwa schodów, niewielkiej ilości snu zdobyłam się jeszcze na zakupy w super markecie. Kupiłam ananasy, banany, mandarynki i skarpetki ;)
W końcu home, sweet home!!!
Tego dnia zmęczenie, a właściwie prawie brak snu bierze górę ...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Z całej wycieczki nie pamiętam widoków, tego co zwiedzaliśmy... najcudowniejsze były chwile w autokarze - te śpiewy, wybuchy śmiechu... No i sobotni wieczór. Zobacz jak bardzo zmieniło się nasze spojrzenie na grupę! Ten kto nie był na wycieczce nie zrozumie jak wspaniali ludzie chodzą do naszej klasy - jak inteligentni, życiowi... Z wyjazdu wynieśliśmy wszyscy więcej niż tylko zdjęcia i wspomnienia :)