Śniadanie u "Tiffany'ego"

Rano tabletka... 
Tak, zamiast śniadania (np.u Tiffany'ego - marzenie... hi hi) muszę farmakologicznie zmobilizować ciało, by jakoś przetrwać kolejny dzień. Już nad ranem się męczyłam z bólem ale pomyślałam, że jak jeszcze trochę odpocznę, to może przejdzie. Bzdura! Przyczepił się ostatnio do mnie jak rzep psiego ogona i chyba nie zamierza odpuścić. Ale, byle do czerwca...
Już byłam u lekarza by wypisał mi skierowanie na potrzebne badania przed operacją. Trafiłamna świetnego lekarza pierwszego kontaktu (mojej pani doktor nie było) i wypisał mi wszystko o co poprosiłam. Nie żeby coś zbędnego by mi wypisał, ale po prostu nie zadawał zbędnych pytań typu: po co, na co i dlaczego :)
Tak, więc w tym tygodniu działam bo został praktycznie miesiąc do "sądnego" dnia.
Wczoraj odwiedziła mnie znajoma z którą mailowałam w cholerę czasu, a która ma również problemy biodrowe jak ja. Różni nas jedynie ilość operacji, bo ja jej do pięt w tym temacie nie dorastam. Przygodę zaczęła w swoim ojczystym kraju Rumunii, poprzez polskich "wyśmienitych" fachowców oraz specjalistów z Francji. a teraz chyba wyjdzie na to że zoperuje ją mój operator. Jeszcze nie wybrała tak do końca, bo wczoraj była u dr Mielnika, a dziś jedzie do Francji po opinię, ale bez względu na to co wybierze, życzę jej powodzenia. 
Zaraz wybieram się zaczerpnąć sielskiego powietrza na urodzinach u siostrzenicy. Przy takiej pogodzie zapewne posiedzimy w ogródku. Ech, zapowiada się nieźle, a i fotki pewnie też jakieś cyknę.:)


Tak w formie dygresji, to miałam niedawno okazję widzieć film "Śniadanie u Tiffany'ego" i muszę przyznać że niesamowity film, a rola Audrey wspaniała. Ech, jak te kobietki potrafią manipulować mężczyznami, a w efekcie i tak okazują się być kruche jak chińska porcelana. 
Ja to w zasadzie, trochę przez chorobę, trochę na własne życzenie, doprowadziłam do tego, że jestem uzależniona od innych. :( To moja słabość!

Brak komentarzy: