Powaliła mnie choroba....
Stale utrzymująca się gorączka, katar, ból głowy ale przede wszystkim koszmarny ból mięśni towarzyszył mi przez ostatni tydzień.
Zaczęło się w niedzielę tj. 30 grudnia. Czułam rosnącą temperaturę, którą potwierdziły koleżanki z pracy. Wzięłam tabletkę na zbicie temperatury i na szczęście zadziałała bo w pracy musiałam zostać do 19.00.
W sylwestra miałam ranną zmianę. Wstałam, ubrałam się i znów czuję tę paskudną rosnącą temperaturę... Tabletka i tym razem przyniosła ulgę. I dobrze, bo wieczorem szykowało się istne sylwestrowe szaleństwo. Noc sylwestrowa faktycznie okazała się być udana, a choroba jakby o mnie zapomniała. Taniec, szampańskie bąbelki i towarzystwo miały ogromny wpływ na moje dobre samopoczucie tej nocy. Niestety następnego dnia okazało się, że choroba czaiła się za rogiem, by dopaść ze zdwojoną siłą. Przeleżałam cały Nowy Rok w łóżku, a następnego dnia udałam się do lekarza. Antybiotyk i inne leki z dnia na dzień stawiały mnie na nogi, ale wieczorami nadal pojawia się silny ból mięśni od kolan do lędźwiowego odcinka kręgosłupa, z którym nie umiem sobie poradzić. Żadne rozluźnianie, masowanie nie pomaga, więc łykam kolejną tabletkę przeciwbólową i zasypiam. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Czy to osłabienie? Czy jakieś inne cholerstwo się przykleiło do mnie? Jak nie przejdzie do poniedziałku to znów udam się do lekarza. Choć szkoda, że kolejną wizytę u fizjoterapeuty będę musiała odwołać.
Koniec roku to swoisty czas zadumy. To wtedy najczęściej myślimy co zrobiliśmy, a czego nie zdążyliśmy jeszcze dokonać. Co udało nam się osiągnąć, a co musieliśmy przełożyć na kolejny rok. Mnie również dopadły tego typu rozważania i.... Rok 2012 uważałam za cholernie udany na tle poprzednich lat. Niestety nowy rok jakoś fatalnie się zaczął. Już przyniósł pierwszą kłodę z którą moja rodzina musi sobie poradzić. Nie poddamy się. W rodzinie siła :) Choć szkoda mi odwołanego wyjazdu w sierpniu na Chorwację. To miały być nasze pierwsze, wspólne, zagraniczne wakacje. No cóż będą kolejne :(
Moi drodzy czytelnicy...
W Nowym 2013 Roku życzę Wam spełnienia najśmielszych planów, marzeń, celów. Miłości, dobroci i radości w serduchach oraz wile odwagi by realizować swoje pasje :)
W
chwili obecnej toczą się losy pacjentów korzystających z usług szeroko pojętej
rehabilitacji. Obecnie trwają prace nad kształtem ustawy o zawodzie
fizjoterapeuty, którą to wspólnie tworzą dwa stowarzyszenia terapeutów:
Fizjoterapia Polska i Polskie Towarzystwo Fizjoterapiii. Dla nas pacjentów jest
to o tyle istotne, ponieważ jeśli
proponowane przez Polskie Towarzystwo Fizjoterapii zmiany wejdą w życie,
znacznie ograniczą, a nawet w niektórych przypadkach uniemożliwią dostęp do
prywatnego, wolnego rynku usług medycznych jakim jest rehabilitacja
(!!!).
Postulaty,
z którymi nie możemy się pogodzić zarówno jako pacjenci i terapeuci to
ograniczenie praw rehabilitantom, którzy pracują we własnych placówkach, bądź
otworzyli swoją działalność gospodarczą – czyli praktycznie całemu prywatnemu
sektorowi tej dziedziny medycyny.
Propozycja
do ustawy mówi o tym, że magister fizjoterapii będzie mógł rozpocząć terapię
danego pacjenta tylko i wyłącznie w przypadku, gdy pacjent zgłosi się do niego z
diagnozą postawioną przez lekarza bądź fizjoterapeutę ze specjalizacją drugiego
stopnia (!!!). Konsekwencje takiego zapisu są takie, iż
pacjent, każdy z nas, kto będzie chciał czy musiał zadbać o własne zdrowie i
rozpocząć terapię u znanego sobie i zaufanego terapeuty, najpierw musi
wybrać się do lekarza specjalisty (do tego potrzebne jest skierowanie lekarza
pierwszego kontaktu) aby zostać przez niego zdiagnozowanym, oraz dostać swoiste
wytyczne na co może być rehabilitowanym przez terapeutę. Wniosek?Żeby
móc pójść do prywatnego terapeuty, najpierw musimy odwiedzić dwóch lekarzy bądź
lekarza i rehabilitanta z drugim stopniem specjalizacji…. Tak drugim (!), nie może to być pierwszy
stopień specjalizacji i nie może to być nawet rehabilitant z doktoranckim
stopniem naukowym nie mówiąc już o magistrze!
(Dla
wyjaśnienia, II stopień specjalizacji to kolejne lata studiów (po otrzymaniu
tytułu magistra). Specjalistów fizjoterapii II stopnia jest znacznie mniej na
rynku, często są oni związani z placówkami publicznymi lub akademickimi)
Maluje
to wizję jeszcze dłuższych
kolejek do specjalistów,
jeszcze dłuższe
terminy na rehabilitację jeszcze niższy
poziom usług – brak konkurencji i całkowity monopol na
diagnostykę niewielkiej grupy osób w Polsce w dodatku głównie związanych z
państwowymi placówkami... Efektem będzie całkowite bankructwo prywatnych
placówek czylimniejszy
wybór w specjalistach dla nas.
Co
ciekawe będziemy jedynym w Europie krajem, w którym magister fizjoterapii nie ma
prawa na podejmowanie samodzielnej terapii. Widocznie pięcioletnie studia w
Polsce to nadal za mało. Po wspomnianych studiach nawet bardzo doświadczony
terapeuta nie będzie mógł wykonać zwykłego masażu, ponieważ nie posiada
pozwolenia od lekarza bądź specjalisty (!), ale już każdy inny człowiek, bez
studiów, po miesięcznym kursie masażu i uzyskaniu certyfikatu ukończenia może
otwierać swoją działalność i masować klientów czyli nas pacjentów do woli.
Takich
absurdów jest wiele i godzą one w dobro pacjenta. Jest to pogwałcenie prawa pacjenta do wyboru
terapeuty i swobodnego dostępu do rehabilitacji. Obecną sytuację można porównać do tego,
jakby dentysta potrzebował diagnozy i pozwolenia na zaleczenie zęba pacjentowi u
siebie w prywatnym gabinecie od stomatologa ze szpitala. Absurd!!!
Jako
Fundacja zrzeszająca wielu pacjentów, którym bliski i nieobojętny jest stan w
polskiej służbie zdrowia zarówno w sektorze prywatnym i jak i państwowym
wspólnie z terapeutami walczymy o dobro pacjenta. Jeśli
sami chcecie zadbać o własne zdrowie i dobrowolny, szeroki dostęp do opieki
przyłączcie się. Do czwartku wieczora (3 stycznia) napiszcie
krótki list, w którym opiszcie co sądzicie na temat takiego pomysłu w ustawie o
zawodzie fizjoterapeuty. Napiszcie o tym czy to pomoże w uzdrowieniu obecnej
sytuacji w służbie zdrowia? Czy zgadzacie się na takie ograniczenia? Czy
wyobrażacie sobie prowadząc np. od kilku miesięcy czy lat przynoszącą efekty
terapię o swojego zaufanego fizjoterapeuty musieć teraz biec do lekarza
pierwszego kontaktu po skierowanie do fizjoterapeuty II stopnia żeby on łaskawie
pozwolił Wam na dalsze leczenie pod opieką Waszego terapeuty, ba! oraz aby nie
znając tak dobrze jak Wasz terapeuta historii Waszej choroby napisał w niej jak
macie być leczeni?!? Czy stanie w kolejnych kolejkach i czekanie na fizjoterapię
to coś co jest w sferze marzeń każdego z nas? Kiedy nas boli, oczekujemy
natychmiastowej pomocy, i wiemy gdzie po nią się udać - czy proponowane zmiany
nam pomogą czy raczej zaszkodzą? Podzielcie się swoimi wnioskami w tym liście.
Koniecznie! Każdy nawet najkrótszy list się liczy.
Uświadommy
tym, którzy nie mają pojęcia (albo mieć go nie chcą) jak to wygląda z naszej
strony, ze strony pacjenta.
Dlaczego
do czwartku? - Bo w piątek rano przedstawiciele dwóch ugrupowań zrzeszających
fizjoterapeutów (o których mowa była w pierwszym akapicie tekstu) spotkają się
na ostatecznych rozmowach "między sobą" zanim decyzje o zmianach i projekt
ustawy utknie w Ministerstwie Zdrowia, gdzie już ani my pacjenci, ani
stowarzyszenia czy fundacje nie będą miały na nie wpływu a tylko i wyłącznie
politycy. Nie
pozwólmy aby o NAS PACJENTACH decydowano bez naszego udziału! Nie pozwólmy aby
czyjeś zapędy ograniczyły a może nawet uniemożliwiły nam mądre i ukierunkowane
leczenie!
TUTAJ podajemy link do projektu omawianej Ustawy Jest ona zapisana jako projekt obywatelski, choć raczej bardzo wąska grupa
obywateli miała wpływ na jego kształt dlatego też potrzeba jest szerszego
spojrzenia na ten palący problem.
Do
dzieła!!! Na
Wasze listy czekamy do czwartku (3 stycznia) wieczora!!! Listy wysyłajcie bezpośrednio na nasze
mail: kontakt@fundacjabioderko.pl a my przekażemy je przedstawicielom
Stowarzyszenia Fizjoterapia Polska, które walczy o normalność i szeroki dostęp
do leczenia dla pacjentów. Podpisujcie się w listach imieniem i nazwiskiem - nie
wstydźcie się swojego zdania. Macie wszelkie prawa a przede wszystkim obowiązek
występowania w swoim imieniu w sprawach które dotyczą Was i Waszego zdrowia.
Wasze wsparcie będzie bardzo mocnym argumentem w tej nierównej walce.
My
jako Fundacja też naturalnie żywo włączamy się do akcji i stosujemy oficjalne
pismo o naszym stanowisku w tej sprawie. Mamy nadzieję, że w Polsce może być
dobrze, że w Polsce nadal można będzie otrzymać fachowe leczenie
rehabilitacyjne, że nasz kraj będzie pod tym względem przypominał XXI wiek a nie
średniowiecze...
Do
dzieła Kochani!
źródło: http://forumbioderko.pl/viewtopic.php?t=1654
Świątecznie
Pierwsze śniegi za nami...
W końcu nie musiałam się martwić o to, że się poślizgnę. Nie męczę się jak chodzę i w ogóle jest dobrze w tym temacie. Owszem pamiętam, że mam protezy w biodrach, ale żyję prawie normalnie. W większości chodzę bez wsparcia kijków. No chyba, że jakiś kawałek spory mam do dreptania. Po sklepach bez kijków, bo najczęściej koszyk pcham przed sobą, a na pasażu jak idę z moim Krzysiem, to złapię się go pod bok.
Oczywiście i u mnie przygotowania do świąt pełną parą. Tego roku święta u mnie. Prezenty kupione, śledź w lodówce "przechodzi", by był idealny. I tak codziennie coś robię, by ten szczególny dzień był idealny. Pomimo tej całej bieganiny bioderka nie bolą. Czasem tylko mięśnie coś się odezwą, ale i tak dla mnie jest fantastycznie. Jeszcze nigdy tak się nie czułam świetnie.
Rehabilitacja oczywiście kontynuowana. Raz w tygodniu systematycznie spotykam się z Krzyśkiem. Nasza rehabilitacja bardzo posunęła się do przodu i niczym nie przypomina tej sprzed pół roku. Teraz dostaję istny wycisk, a nie jakieś tam ćwiczenia rozluźniające. Jak wychodzę od niego, to pot spływa mi po tyłku. Skąd on bierze te ćwiczenia? Czasem zastanawiam się, czy osoba zdrowa byłaby je w stanie wykonać z łatwością? A ja muszę ;) Przed każdym ćwiczeniem zapewniam Krzyśka, z całą powagą i głęboką wiarą, że w życiu tego nie wykonam. On oczywiście przekonuje mnie, że zawsze tak mówię i, że jeszcze nie było tak, abym któregoś z jego ćwiczeń nie wykonała. Owszem nie jest to za pierwszym razem mistrzostwo świata, ale z czasem coraz precyzyjniej wykonuję każde ćwiczenie, aż oboje z rezultatu jesteśmy zadowoleni.
Miałam szczęście, że spotkałam go na swojej drodze do sprawności. I myślę że on też jest z siebie dumny, że wyciągnął mnie z takiego bagna. Bo ja bym była :)
Wierzę, że osiągniemy wspólnie wymarzony cel.
W końcu nie musiałam się martwić o to, że się poślizgnę. Nie męczę się jak chodzę i w ogóle jest dobrze w tym temacie. Owszem pamiętam, że mam protezy w biodrach, ale żyję prawie normalnie. W większości chodzę bez wsparcia kijków. No chyba, że jakiś kawałek spory mam do dreptania. Po sklepach bez kijków, bo najczęściej koszyk pcham przed sobą, a na pasażu jak idę z moim Krzysiem, to złapię się go pod bok.
Oczywiście i u mnie przygotowania do świąt pełną parą. Tego roku święta u mnie. Prezenty kupione, śledź w lodówce "przechodzi", by był idealny. I tak codziennie coś robię, by ten szczególny dzień był idealny. Pomimo tej całej bieganiny bioderka nie bolą. Czasem tylko mięśnie coś się odezwą, ale i tak dla mnie jest fantastycznie. Jeszcze nigdy tak się nie czułam świetnie.

Miałam szczęście, że spotkałam go na swojej drodze do sprawności. I myślę że on też jest z siebie dumny, że wyciągnął mnie z takiego bagna. Bo ja bym była :)
Wierzę, że osiągniemy wspólnie wymarzony cel.
coś tam, coś tam :)
Rok po operacji minął jak z bicza strzelił.
W sierpniu, zeszłego roku przechodziłam najgorsze w mym życiu chwile. Teraz wiem, że warto było. Jestem zadowolona z efektów, choć nadal pracuję nad sobą. Z Krzyśkiem - rehabilitantem spotykam się raz w tygodniu. Pracujemy głównie nad rozluźnianiem mięśni i nad nauką chodu. Element po elemencie. Bywały lepsze i gorsze chwile w rehabilitacji, ale nasze wspólne zaangażowanie daje wymierne wyniki. W czerwcu widziała mnie Katja w Borkach, chwaliła moje postępy, a teraz twierdzi że znów zrobiłam niesamowity postęp w rehabilitacji. Spotkałam się z nią w Rybniku chińskiej restauracji. Namówiła mnie na sushi. Jejku, jakie to jest smaczne :)
Najbardziej jednak w tym wszystkim irytuje mnie, że my, bioderkowicze dysplastyczni, nie możemy spocząć na laurach. Podczas jednego z wypadów nad Wartę mój brak rozwagi poszedł mi w pięty, a dokładładnie w staw biodrowo-krzyżowy, bo nie zabrałam kijków. Osoby, które zaproponowały wypad mówiły, że to kawałeczek drogi. Dla nich kawałek, a dla mnie kawał nie do przebycia bez wsparcia. Do tego nierówna, wąska droga nie pozwoliła mi na kontynuowanie wycieczki. W połowie drogi wróciłam zła jak osa. Na siebie, że powinnam to przewidzieć, a na kompanów wycieczki, że znając moją sytuację bardzo dobrze, mogli mi odradzić wyjście, albo choć zaproponować kijki. Efektem mojej samowolki był 3 tygodniowy ból w stawie biodrowo- krzyżowym. Nie, nie bolało non stop, ale jak chciałam przejść dłuższy kawałek, to się paskudnie odzywał. Musiałam wówczas przystanąć, odpocząć i dopiero po chwili kontynuować spacer.
W pracy... Zmieniłam projekt. Wiąże się to z większą ilością godzin, ale i lepszym, pewniejszym wynagrodzeniem. Poprzedni projekt nie gwarantował mi ilości godzin. W zeszłym miesiącu, przepracowałam 81 godzin. Mniej chyba nie szło :P Nadal jestem zadowolona z firmy i z ludzi z którymi współpracuję. Ba, nawet moja córka postanowiła popracować w mojej firmie.
No właśnie córka...
Muszę się nią pochwalić.
Egzaminy na prawo jazdy zdała śpiewająco za pierwszym razem. Ależ jestem z niej dumna! W dzisiejszych czasach, gdy zdawalność jest niewielka to jest to wyczyn.
Podczas wakacji zmieniła podejście do przyszłej szkoły. Jednak wiąże swoją przyszłość z mundurem. Studia chce podjąć we Wrocławiu. Już teraz przygotowuje się :) Chciało by się powiedzieć: "Za mundurem kawalerowie sznurem" :)
To tak pokrótce opisałam moje ostatnie dni. Czuję się źle z tym, że nie opisuję nawet drobnego sukcesu na bieżąco, ale life is brutal. Praca, dom, rehabilitacja, trochę przyjemności, też mi się należy, absorbują całkowicie mój czas. Wolnego nie mam wcale, albo niewiele, ale nie martwię się tym, bo czuję się wspaniale!!!
W sierpniu, zeszłego roku przechodziłam najgorsze w mym życiu chwile. Teraz wiem, że warto było. Jestem zadowolona z efektów, choć nadal pracuję nad sobą. Z Krzyśkiem - rehabilitantem spotykam się raz w tygodniu. Pracujemy głównie nad rozluźnianiem mięśni i nad nauką chodu. Element po elemencie. Bywały lepsze i gorsze chwile w rehabilitacji, ale nasze wspólne zaangażowanie daje wymierne wyniki. W czerwcu widziała mnie Katja w Borkach, chwaliła moje postępy, a teraz twierdzi że znów zrobiłam niesamowity postęp w rehabilitacji. Spotkałam się z nią w Rybniku chińskiej restauracji. Namówiła mnie na sushi. Jejku, jakie to jest smaczne :)
Najbardziej jednak w tym wszystkim irytuje mnie, że my, bioderkowicze dysplastyczni, nie możemy spocząć na laurach. Podczas jednego z wypadów nad Wartę mój brak rozwagi poszedł mi w pięty, a dokładładnie w staw biodrowo-krzyżowy, bo nie zabrałam kijków. Osoby, które zaproponowały wypad mówiły, że to kawałeczek drogi. Dla nich kawałek, a dla mnie kawał nie do przebycia bez wsparcia. Do tego nierówna, wąska droga nie pozwoliła mi na kontynuowanie wycieczki. W połowie drogi wróciłam zła jak osa. Na siebie, że powinnam to przewidzieć, a na kompanów wycieczki, że znając moją sytuację bardzo dobrze, mogli mi odradzić wyjście, albo choć zaproponować kijki. Efektem mojej samowolki był 3 tygodniowy ból w stawie biodrowo- krzyżowym. Nie, nie bolało non stop, ale jak chciałam przejść dłuższy kawałek, to się paskudnie odzywał. Musiałam wówczas przystanąć, odpocząć i dopiero po chwili kontynuować spacer.
W pracy... Zmieniłam projekt. Wiąże się to z większą ilością godzin, ale i lepszym, pewniejszym wynagrodzeniem. Poprzedni projekt nie gwarantował mi ilości godzin. W zeszłym miesiącu, przepracowałam 81 godzin. Mniej chyba nie szło :P Nadal jestem zadowolona z firmy i z ludzi z którymi współpracuję. Ba, nawet moja córka postanowiła popracować w mojej firmie.
No właśnie córka...
Muszę się nią pochwalić.
Egzaminy na prawo jazdy zdała śpiewająco za pierwszym razem. Ależ jestem z niej dumna! W dzisiejszych czasach, gdy zdawalność jest niewielka to jest to wyczyn.
Podczas wakacji zmieniła podejście do przyszłej szkoły. Jednak wiąże swoją przyszłość z mundurem. Studia chce podjąć we Wrocławiu. Już teraz przygotowuje się :) Chciało by się powiedzieć: "Za mundurem kawalerowie sznurem" :)
To tak pokrótce opisałam moje ostatnie dni. Czuję się źle z tym, że nie opisuję nawet drobnego sukcesu na bieżąco, ale life is brutal. Praca, dom, rehabilitacja, trochę przyjemności, też mi się należy, absorbują całkowicie mój czas. Wolnego nie mam wcale, albo niewiele, ale nie martwię się tym, bo czuję się wspaniale!!!
Dzisiaj moja mama ma urodziny. Shit! Oczywiście zapomniałam o tym fakcie. :( Czy ja zawsze z tego typu datami muszę mieć problem? Mama zapytała się w sms-ie, czy przyjdę, czy jestem w pracy. Oczywiści siedzę w pracy na popołudnie i nie jestem w stanie ją odwiedzić w tak ważnym dla niej dniu. Niestety w dalszym ciągu pieniądz nakręca cały system, dlatego też praca jest tak ważna. Choć nie ukrywam, że pracuję z przyjemnością, bo po prostu lubię to co robię.
Przed pracą podjechałam do Krzysia na rehabilitację. Jest prawie rok od ostatniej operacji, a czuję, ba ja to wiem, że nadal jestem w dupie. Niby nie jest źle, są ogromne postępy, ale to nie to czego oczekiwałam po takim okresie.
Dzisiaj Krzysiek zbadał mi stopy i... Mam płaskostopie, płaskostopie poprzeczne, jedna stopa idzie mi do koślawości, a druga do szpotawości. Ponad to źle obciążam stopy oraz palce w lewej stopie. Z pięciu palców moja stópka wybrała sobie punkt podparcia jedynie na środkowym palcu. Kurcze, ale mam przewalone. Jak nie urok to ... Przemarsz wojska :/
Tak więc na pewno będzie wkładka do butów :P
Przed pracą podjechałam do Krzysia na rehabilitację. Jest prawie rok od ostatniej operacji, a czuję, ba ja to wiem, że nadal jestem w dupie. Niby nie jest źle, są ogromne postępy, ale to nie to czego oczekiwałam po takim okresie.
Dzisiaj Krzysiek zbadał mi stopy i... Mam płaskostopie, płaskostopie poprzeczne, jedna stopa idzie mi do koślawości, a druga do szpotawości. Ponad to źle obciążam stopy oraz palce w lewej stopie. Z pięciu palców moja stópka wybrała sobie punkt podparcia jedynie na środkowym palcu. Kurcze, ale mam przewalone. Jak nie urok to ... Przemarsz wojska :/
Tak więc na pewno będzie wkładka do butów :P
Newsy z frontu
Co można robić w pracy?
Można odbierać telefony, rozmawiać z innymi konsultantami, ale można również napisać nowego posta :)
News:
ZDAŁAM MATURĘ !!!
Tym samym daje mi to możliwość podjecia studiów. Kierunek wybrałam rachunkowość. Hm, chociaż raczej dobre, fundacyjne duszki "wskazały" mi taki kierunek :)
Mogę głośno powiedzieć, że uzupełnienia braku w wykształceniu m.in. dały mi moje chore biodra. Zawaliłam to w młodości, więc na starość trza do szkoły mykać :)
Nadal się rehabilituję :) Chodzę tydzień w tydzień, o ile praca mi na to pozwala. Mój rehabilitant bardzo idzie mi na rękę. Próbuje dostosować swoje godziny do moich, co czasem jednak wychodzi z negatywnym skutkiem, niestety.
Generalnie, po prawie roku od operacji, jak bardzo się postam, to już nie kołyszę tułowiem, ale jeszcze kosmos do roboty mam w tym zakresie. Czy to się kiedyś skończy? Niestety nie! Wiem, że jestem zmuszona współpracować z fizjoterapeutą do końca mych dni.
Najważniejsze jest teraz praca nad przeponą i stabilizacją miednicy. Forumowy fizjoterapeuta - Fizkom, podczas ostatniego spotkania, pochwalił naszą moją i Krzysia robotę. Powiedział, że poczyniłam duży postęp w drodze do sprawności, ale nie ukrył że to dopiero początek. Dał mi parę wskazówek, za które jestem mu wdzięczna.
Dodał że jak moje fundamenty (miednica) nie będą stabilne to nigdy domu na nim nie zbuduję. I tego się trzymam.
Pozdrowienia dla moich stałych czytelników :*
Można odbierać telefony, rozmawiać z innymi konsultantami, ale można również napisać nowego posta :)
News:
ZDAŁAM MATURĘ !!!
Tym samym daje mi to możliwość podjecia studiów. Kierunek wybrałam rachunkowość. Hm, chociaż raczej dobre, fundacyjne duszki "wskazały" mi taki kierunek :)
Mogę głośno powiedzieć, że uzupełnienia braku w wykształceniu m.in. dały mi moje chore biodra. Zawaliłam to w młodości, więc na starość trza do szkoły mykać :)
Nadal się rehabilituję :) Chodzę tydzień w tydzień, o ile praca mi na to pozwala. Mój rehabilitant bardzo idzie mi na rękę. Próbuje dostosować swoje godziny do moich, co czasem jednak wychodzi z negatywnym skutkiem, niestety.
Generalnie, po prawie roku od operacji, jak bardzo się postam, to już nie kołyszę tułowiem, ale jeszcze kosmos do roboty mam w tym zakresie. Czy to się kiedyś skończy? Niestety nie! Wiem, że jestem zmuszona współpracować z fizjoterapeutą do końca mych dni.
Najważniejsze jest teraz praca nad przeponą i stabilizacją miednicy. Forumowy fizjoterapeuta - Fizkom, podczas ostatniego spotkania, pochwalił naszą moją i Krzysia robotę. Powiedział, że poczyniłam duży postęp w drodze do sprawności, ale nie ukrył że to dopiero początek. Dał mi parę wskazówek, za które jestem mu wdzięczna.
Dodał że jak moje fundamenty (miednica) nie będą stabilne to nigdy domu na nim nie zbuduję. I tego się trzymam.
Pozdrowienia dla moich stałych czytelników :*
Pracowity maj
Nie chciałam się zmuszać do wpisów, gdyż one wychodzą wtedy dość sztuczne. Nie raz tak robiłam a potem byłam zmuszona je kasować.
Czy dużo się u mnie wydarzyło to nie sądzę, ale moje drobne kroczki chętnie opiszę.
Co do matury, to nadal czekam na wyniki więc w zasadzie mogę się pochwalić jedynie ustnymi, które zdałam. Stres, który mi towarzyszył jest niewyobrażalny. Chyba nie chciałabym już nigdy w życiu czegoś takiego przeżyć. Ale mam nadzieję, że jakimś cudem wyniki z matury pisemnej będą dla mnie pozytywne.
Rehabilitacja, pomimo że z Krzyśkiem trochę się rozmijaliśmy, to w końcu wskoczyła na właściwe tory. Znów jestem zadowolona z wyników naszej współpracy. Czuję że drobnymi kroczkami znów ruszyłam do przodu.
W miedzy czasie z ramienia Fundacji BIODERKO zorganizowałam Warsztaty Nordic Walking. Warsztaty odbyły się w Rehamedica w Gliwicach i miały na celu wprowadzić tego typu formę sportu w rehabilitację bioderkowiczów. Uczestniczki były bardzo zadowolone z przekazanej nam wiedzy, a następnie udaliśmy się wraz z panem Wojtkiem w plener, gdzie pod jego czujnym okiem korygowaliśmy swoje błędy. Wróciłyśmy zmęczone, ale pełne znakomitej wiedzy, którą zamierzamy wykorzystać w powrocie do sprawności i jej utrzymania.
Kolejnym elementem mojego skromnego życia było zorganizowanie imprezy na której goście celebrowali wkroczenie w pełnoletność mojej malutkiej córeczki Karinki. Moje maleństwo czuję, że powoli "ucieka" z gniazda, a najgorsze jest to, że taka jest kolej rzeczy, a my rodzice w zasadzie nie mamy wpływu na to. Osiemnaście lat ukończyła 12 maja i tego dnia zrobiłam jedynie drobny poczęstunek. Tydzień później zorganizowała dla przyjaciół spotkanie, a w kolejny weekend była główna feta na której była zaproszona najbliższa rodzina. Bardzo duuużo ludzi było. Ludziska zmuszona została podzielić na dwa pokoje. Ale i tak musiało być super skoro siostrzenica mojego Krzysia powiedziała "ciocia, to były najlepsze urodziny".
I tak zleciał cały maj...
Plątanina rehabilitacji, imprez urodzinowych Kariny, oczywiście matura, życie codzienne, praca oraz inne spotkania rodzinne doprowadziły do tego że przychodziłam i chciałam tylko odpoczywać. Byłam psychicznie zmęczona.
W ten weekend wybrałam wraz z moją Krzysiunią się nad Jezioro Sulejowskie, gdzie forumowicze wspólnie celebrowali III Urodziny Forum BIODERKO. Heh, to była impreza!!! Tort, szampan, jedzonko, trunki "wyskokowe" i humory pierwszorzędne. Szkoda tylko że czas biegł jak oszalały i nie dał się nasycić weteranami i nowo poznanymi osobami z forum wraz z rodzinami. Fotorelacja wkrótce :)
W drodze powrotnej wraz ze znajomymi delikatnie zboczyliśmy z trasy by pomodlić się w mistycznym miejscu jakim niewątpliwie jest Sanktuarium Maryjne na Jasnej Górze. Ależ to miejsce robi wrażenie, ale jednak najbardziej cudowny jest wizerunek Matki Bożej, przed którym uklękłam i pomodliłam się za nasze zdrowie.
Jasna Góra była kolejnym etapem mojego powrotu do zdrowia. Przed operacją nie zdecydowałabym się tam pojechać bo trasa, choć krótka, była wtedy dla mnie jak zdobycie Mount Everest. Teraz zdobyłam tę górę bez grama zadyszki.
To na razie tyle...
Kilka fotek z tych pracowitych dni:
Czy dużo się u mnie wydarzyło to nie sądzę, ale moje drobne kroczki chętnie opiszę.
Co do matury, to nadal czekam na wyniki więc w zasadzie mogę się pochwalić jedynie ustnymi, które zdałam. Stres, który mi towarzyszył jest niewyobrażalny. Chyba nie chciałabym już nigdy w życiu czegoś takiego przeżyć. Ale mam nadzieję, że jakimś cudem wyniki z matury pisemnej będą dla mnie pozytywne.
Rehabilitacja, pomimo że z Krzyśkiem trochę się rozmijaliśmy, to w końcu wskoczyła na właściwe tory. Znów jestem zadowolona z wyników naszej współpracy. Czuję że drobnymi kroczkami znów ruszyłam do przodu.
W miedzy czasie z ramienia Fundacji BIODERKO zorganizowałam Warsztaty Nordic Walking. Warsztaty odbyły się w Rehamedica w Gliwicach i miały na celu wprowadzić tego typu formę sportu w rehabilitację bioderkowiczów. Uczestniczki były bardzo zadowolone z przekazanej nam wiedzy, a następnie udaliśmy się wraz z panem Wojtkiem w plener, gdzie pod jego czujnym okiem korygowaliśmy swoje błędy. Wróciłyśmy zmęczone, ale pełne znakomitej wiedzy, którą zamierzamy wykorzystać w powrocie do sprawności i jej utrzymania.
Kolejnym elementem mojego skromnego życia było zorganizowanie imprezy na której goście celebrowali wkroczenie w pełnoletność mojej malutkiej córeczki Karinki. Moje maleństwo czuję, że powoli "ucieka" z gniazda, a najgorsze jest to, że taka jest kolej rzeczy, a my rodzice w zasadzie nie mamy wpływu na to. Osiemnaście lat ukończyła 12 maja i tego dnia zrobiłam jedynie drobny poczęstunek. Tydzień później zorganizowała dla przyjaciół spotkanie, a w kolejny weekend była główna feta na której była zaproszona najbliższa rodzina. Bardzo duuużo ludzi było. Ludziska zmuszona została podzielić na dwa pokoje. Ale i tak musiało być super skoro siostrzenica mojego Krzysia powiedziała "ciocia, to były najlepsze urodziny".
I tak zleciał cały maj...
Plątanina rehabilitacji, imprez urodzinowych Kariny, oczywiście matura, życie codzienne, praca oraz inne spotkania rodzinne doprowadziły do tego że przychodziłam i chciałam tylko odpoczywać. Byłam psychicznie zmęczona.
W ten weekend wybrałam wraz z moją Krzysiunią się nad Jezioro Sulejowskie, gdzie forumowicze wspólnie celebrowali III Urodziny Forum BIODERKO. Heh, to była impreza!!! Tort, szampan, jedzonko, trunki "wyskokowe" i humory pierwszorzędne. Szkoda tylko że czas biegł jak oszalały i nie dał się nasycić weteranami i nowo poznanymi osobami z forum wraz z rodzinami. Fotorelacja wkrótce :)
W drodze powrotnej wraz ze znajomymi delikatnie zboczyliśmy z trasy by pomodlić się w mistycznym miejscu jakim niewątpliwie jest Sanktuarium Maryjne na Jasnej Górze. Ależ to miejsce robi wrażenie, ale jednak najbardziej cudowny jest wizerunek Matki Bożej, przed którym uklękłam i pomodliłam się za nasze zdrowie.
Jasna Góra była kolejnym etapem mojego powrotu do zdrowia. Przed operacją nie zdecydowałabym się tam pojechać bo trasa, choć krótka, była wtedy dla mnie jak zdobycie Mount Everest. Teraz zdobyłam tę górę bez grama zadyszki.
To na razie tyle...
Kilka fotek z tych pracowitych dni:
Warsztaty Nordic Walking
III Urodziny Forum BIODERKO
Subskrybuj:
Posty (Atom)