Siedzę jak durna nad Słowackim, bo zgodziłam się na prowadzenie lekcji o nim. Tylko po co się tak męczę? Dla idei? Przecież żadnych gratyfikacji profesorka z języka polskiego nie zapowiedziała, wręcz zaprzeczyła jeszcze.
Jutro angielski na maksa zaabsorbuje mój mózg, bo pracę kontrolną muszę w sobotę napisać. A może w niedzielę? Chyba muszę zerknąć do planu lekcji.
W tym semestrze "moja" szkoła Cosinus mnie przeraża. Nowe reguły które wprowadzili mnie wykończą, ba, nawet myślałam o przeniesieniu do Żaka. Dwa pierwsze weekendy grudnia mam przesrane, bo do zdania 9 egzaminów. Lekcje od 8.00 do 17.00 na pewno wpłyną na moje biodra i tyłek hi hi. Ponadto z matematyczką wdałam się w ostrą dyskusję, sprawa dotyczyła zachowania klasy, oczywiście broniłam klasy. Dyrektorka tegoż liceum chyba nie wie co to być niepełnosprawnym, bo targa mnie na 2 piętro po cholernie niewygodnych schodach, a kolega z klasy poruszający się na wózku niestety ostatnio nie brał udziału w zajęciach, bo windy ta szkoła nie posiada :P Nauka jakoś przestała być dla mnie przyjemnością, ale na pewno nie zrezygnuję.
Rehabilitację ze względów finansowych, na moje życzenie, mam raz w tygodniu. Ostatnio tj. we wtorek równym krokiem w rytm muzyki dotarłam na reha tj. około pół kilometra w 7 minut. Mój narzeczony mówi, że idę szybciej niż on :)Krzysiek-rehabilitant pracował głównie nad stawem krzyżowo biodrowym. Masował, uciskał, kilka "trików" i już trzeci dzień ból nie powrócił. Dodatkowo na moją lordozę zastosował kinesio taping, tzn okleił mi plecy pięknym różowym plastrem. Całość ponoć przypomina króliczka z playboya :) Chodzenie nadal bez zmian, chyba wolę się nie wypowiadać. Biodro ucieka w bok, zapominam o trzymaniu brzucha i zbyt sztywno trzymam ramiona, bo nimi rekompensuję brakujące mięśnie potrzebne do prawidłowego chodzenia. Aż mnie obrzydzenie bierze jak patrzę na siebie i ta lordoza mnie wykończy dodatkowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz