... Tak leżałam, a ból pomimo podawanych leków się nasilał i nasilał. Już nie wiedziałam co robić. Pielęgniarki zmieniały kroplówki z lekiem przeciwbólowym bez przerwy, a ulgi zero. W końcu, gdy płakałam z bólu, przyniosły mi morfinę domięśniowo. Ulga, przyszła prawie natychmiast i zasnęłam. No i wtedy zaczęły mnie wymioty nawiedzać. Piłam, bo mi było strasznie sucho w ustach, a zaraz wymiotowałam. Jednak to mnie nie męczyło.
Koło 16.00 przyjechał Krzysztof z siostrą i tatą oraz z Kariną. Bardzo się ucieszyłam, bo się ich nie spodziewałam, aż się popłakałam z radości (coś za dużo płaczę). Byli niecałą godzinkę, gdyż mnie odwiedziny zmęczyły i "wyrzuciłam" ich. Bardzo im dziękuję że byli w tym momencie ze mną.
Znów mnie na wymioty zbierało. I poleciało he he.
Na noc ponownie dostałam morfinę, ale w kroplówce. Noc bez bólu świetną sprawą, ale od rana (piątek) środki przeciwbólowe tylko w tabletkach. Byłam zła, bo to co mieli w "menu" ustalonym przez anestezjologa, wszystko było słabe i do dupy. Teraz piekarska urazówka bierze udział w projekcie "Szpital bez bólu", a pielęgniarki uparcie się tego menu anestezjologa trzymają. W menu np ketonal 100 a ja w domu brałam 150 i mnie nie wzruszał, potem paracetamol, pyralgina i tak naprzemiennie. 
Tego dnia odwiedziła mnie siostra z mężem, Krzysiu oraz Kari. Znów musiałam ich wyrzucić po godzinie, bo czułam jak ból się zbliża nieuchronnie. Zadzwoniłam na oddział I do dr Mielnika, by coś z tym zrobił, gdyż gadka z pielęgniarkami nie miała sensu- w końcu one wykonują zlecenia lekarzy, a nie robią samowolki. Niestety nie zastałam go :(  Pielęgniarka obiecała że przekaże. Z góry głupio założyłam, że o niczym się nie dowie i że jestem na straconej pozycji, ale po 30 min operator zjawia się u mnie na sali. Zastał mnie zapłakaną z bólu i bezsilności. 
Zapytał się mnie co mnie tak bardzo boli, odpowiedziałam że chyba przykurczone mięśnie. Przytaknął, zwinął mi ręcznik w rulonik i wcisnął pod lędźwie, ból powoli zanikał a my tak sobie jeszcze z pół godziny rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie spodziewałam się tak wspaniałego podejścia pana doktora. Jestem nim zachwycona do szpiku kości. 
Tego dnia dowiedziałam się, że byłam, choć ze zdjęcia rtg to nie wynikało, idealnym kandydatem na BMHRa. Że, gdy wwiercał się w miednicę i jeszcze mi dość sporo kości zostało, to był mega zadowolony. Panewkę na szczęście nie musiałam mieć dysplastyczną, a wręcz mam rozmiar na pograniczu damsko- męskiego, czyli dość sporą co może mi wiele lat służyć. Ponad to mam bardzo dobre, twarde kości i gdy frezował główkę kości udowej pod BMHRa to był pewien, że to bardzo dobry wybór z jego strony. Mam nadzieję, że ten jego wybór pohula sporo lat :)


Szkoda, że rehabilitant tego dnia nie dostał zgody na pionizację, bo już przez weekend bym nie była przykuta do łóżka, a może i dobrze, bo dziś prawie cały dzień czułam się fatalnie. Dr M. miał nadzieję na weekendową pionizację, ale niestety nie doszło do niej, bo wtedy na oddziele nie ma żadnego rehabilitanta na tym oddziele.



Brak komentarzy: