Szczęście nie przychodzi łatwo

Ósmego lipca 2010 roku przeprowadzono u mnie operację wszczepienia protezy BMHR. Mijają dwa tygodnie i czas na podsumowanie. 
Nogi równe- tak na oko.
Non stop na środkach przeciwbólowych, bez których ciężko funkcjonować. Największy ból odczuwam od pośladka, jakby mi kto pal wbijał. Jestem pewna, że to nadal naruszone podczas operacji mięśnie, dają mi popalić.
Ćwiczenia wykonuję głównie izometryczne. Poszukuję w moim miejscu zamieszkania dobrego fizjoterapeuty, bo zdobyłam na to środki, ale to graniczy chyba z cudem :(
Wstawanie i siadanie z bólem (wyżej wspomniany pośladek), ruchomość w stawie biodrowym większa i bez bólu, nawet w pachwinie nie boli :). Jednak sprawdzenie jak duża jest ruchomość w stawie nie do końca jest możliwa, bo po pierwsze za szybko na sprawdzanie, a po drugie przykurcze trzymają jak cholera.
Przesypiam prawie całe noce, ale nadal pookładana poduchami, ręcznikami; Krzysztof mi masuje codziennie łydkę i stopę; z rany jeszcze coś wypływa. Ma to kolor żółty i jest bezwonne. Opatrunki robię sama oraz codziennie rano zastrzyk przeciwzakrzepowy. Teraz pozostał mi szmat rehabilitacji, która da mi pełnię szczęścia :)
Poza tym to upały dają w kość niemiłosiernie. Mam nadzieję że wkrótce to się skończy bo ta temperatura dodatkowo mnie dobija.

Stwierdzenie:
Operacja latem przy tych temperaturach to KATASTROFA !!!

Brak komentarzy: