Odzyskane :)

Niestety nie opowiem bajki, bo nie wiem jakie będzie zakończenie mojej historii. Bajki mają dobre zakończenie, a czego mogę się ja spodziewać to może jedynie Bóg wie. ZYję nadzieją, a jak wiemy nadzieja umiera ostatnia.


Zaczęło się tak:
Walczę o zdrowie, od pierwszego dnia swojego życia.
Mam na imię Iwona. Mam 34 lata Urodziłam się ze zwichniętymi stawami biodrowymi, a dokładniej z dysplastycznymi biodrami. Przebyłam w życiu kilka operacji, wyciągów, gipsów rozwórkowych, ale i tak na dzień dzisiejszy poruszam się za pomocą kul łokciowych. Bardzo irytuje mnie moja bezsilność i niewiedza, a nasz NFZ oraz większość lekarzy to totalna porażka.
Pierwsze operacje przeprowadzono u mnie, gdy miałam niecałe dwa latka. Do piątego roku życia, z drobnymi przerwami, szpital w Raciborzu był moim domem. Po tym leczeniu, lekarz powiedział mojemu ojcu, że jeżeli będę się starała, to będę dobrze chodziła. Tak więc mój ojciec, zajął się moją "rehabilitacja". Teksty typu: "Jak nie będziesz prosto chodziła, to wezmę cię do lasu i tak długo będę cie lał po nogach, aż zaczniesz prosto chodzić" - wspominam ze łzami w oczach. Zresztą ojciec, to odrębna księga mojego życia "Zła Księga" Gdy miałam 14 lat, przez rodziców, zmieniłam szkołę Tam podczas rutynowych badań u higienistki wyszło, że od pierwszej klasy podstawowej nie jestem pod opieka żadnego ortopedy, ani rehabilitanta. Wówczas z babcią, na wyraźne polecenie higienistki, pojechałam do przychodni przyszpitalnej w Raciborzu Przyjął nas dr Malczewski, który stwierdził, że muszę mieć kolejne operacje (Osteotomia varisans intertrochanterica- osteotomia krętarzowa), na oba biodra. Przeprowadzono je u mnie w odstępie roku. W efekcie zmieniło się tylko to, że biodro mnie przestało pobolewać, ale za to bardziej kulałam, a wręcz zarzucałam biodrem. Dziś mnie dziwi, zero rehabilitacji po operacji. 6 tyg gips, a potem radź sobie sama. Kiedyś tam trzeba wyciągnąć, jakieś płyty kątowe. Ot, całe co usłyszałam od ojca. Właściwie nic mnie tak nie interesowało, jak tylko to żeby normalnie chodzić. I tu zawiodłam się. Zaufałam rodzicom, którzy po prostu mnie olali. Wtedy, tez pierwszy raz lekarz powiedział głośno, że w przyszłości czekają mnie endoprotezy.
W wieku 17lat zaszłam w ciążę i wzięłam ślub. Urodziłam przez cesarskie cięcie, zdrową córkę- Karinę o wadze 3600g. Był (do dzisiaj jest :) ) to mój skarb. Małżeństwo okazało się totalną porażka, więc praktycznie cały czas sama walczę o utrzymanie mnie i córki w 100%, bo alimenty, raz były, a raz nie. Oczywiście, lekarz z Raciborza zalecił normalny poród, gdzie po kilku godzinach mordęgi, bólu, nawet się miednica nie chciała rozejść.
Pięć lat później zaczęłam sama walczyć o moje zdrowie, pomimo, że biodra mnie sporadycznie pobolewały, tylko po długich wędrówkach.Poszłam do lekarza ogólnego po skierowanie do ortopedy, który to, polecił mi Szpital w Piekarach Śląskich. Pojechałam tam z wielką nadzieją na uzdrowienie. Rozpoczęli od wyciągnięcia płyt kątowych, czyli śrub. Po ich usunięciu usłyszałam, że czeka mnie endoplastyka stawów biodrowych, jednak ze względu na wiek , lekarz mi odradził pośpiech, gdyż  jestem młoda, a nie jest to rzecz, która mi wytrzyma do końca życia. Powiedział wręcz, że powinnam się wstrzymać z decyzją o wymianie i jak najdłużej chodzić o własnych siłach. Pod sam koniec 2006r mój stan bioder, zaczął się poważnie pogarszać, ale nie poddawałam się jeszcze. Jak najdłużej o własnych silach- krążyło mi w myślach. I tego się trzymałam. Jest czerwiec 2007r. Dzwonię, aby się umówić na wizytę, a gdy usłyszałam termin wizyty, aż mnie zatkało: 31 styczeń2008r
Wytrzymałam i stawiłam się na wizytę Usłyszałam, że kolejka na endoprotezy jest na listopad 2014, ale ponieważ mój stan był, jak to stwierdził sam lekarz, bardzo zły, więc po konsultacji z ordynatorem, ustalili, że mam mieć w trybie przyśpieszonym Endoprotezę mam mieć jakąś lepszą, nie taka zwykłą jak dla młodych osób, bo mój stan na to nie pozwalał Oczywiście, najpierw musiałam zrobić badania i wyleczyć zęby, a następnie się zgłosić, wówczas ustala termin operacji. Zrobiłam co mi zalecono. Podczas następnej wizyty okazało się, że jeszcze muszę mieć tomografie komputerowa w 3D. Termin na tomografie był dwumiesięczny, a badania które zrobiłam straciły ważność. Przy kolejnej wizycie dostarczam płytkę CD oraz ponownie zrobione, ważne badania, a lekarz na to, że chce zdjęcie tomografii , a niepotrzebnie mu płytkę dostarczam Ponieważ nie ma w tej chwili nawet gdzie tego zobaczyć oraz, że ordynator to musi również widzieć A przecież, on mi wypisał skierowanie w którym to dokładnie pisało: tomografia 3D Wiec za tydzień mam zadzwonić, wówczas coś więcej będzie mi w stanie powiedzieć. Dzwonię wyznaczonego dnia, a on że mnie musi widzieć. Szczerze nie rozumie dlaczego? Przecież ma zdjęcie rtg, płytkę z tomografii również. Ale no cóż i tak jestem zdana na niego. Wiec jadę na kolejną wizytę, a już mamy styczeń 2009 i niestety inny lekarz mnie przejmuje. Tylko, że to już 4 lekarz od kiedy się leczę Dowiaduje się ze tamten przyjmuje tego samego dnia, tylko, że w innym pokoju Wiec na tej wizycie "nowy" lekarz mówi ze endoproteza w moim przypadku wytrzyma max. 8 lat oraz, że będzie to endoproteza długotrzpieniowa, częściowo osadzona na cemencie- totalny złom mi chce wsadzić :( . Powiadamia mnie również, że jak się operacja nie uda, może pozostać tzw. wiszące biodro, że i taką ewentualność, też powinnam brać pod uwagę. Tylko, że w moim przypadku, dwa biodra wiszące- równa się wózek inwalidzki. Tego dnia również zapewnia mnie, że jak przywiozę badania, to weźmie mi w końcu termin ustali.
Sytuacja, o której powiedział mi lekarz, zmusiła mnie do tego, że zaczynam szukać w internecie podobnych przypadków i wtedy trafiam na stronęwww.kapoplastyczni.systemart.pl Tam znajduje ludzi z podobnymi schorzeniami oraz dowiaduję się o nowej metodzie- kapoplastyce, o szpitalach, które to robią w ramach NFZ-tu Dzwonię do Tarnowa i umawiam się na konsultacje. Jadę z nadzieja, lecz dowiaduje się, że nie nadaję się na kapoplastyke. Mogą oczywiście spróbować dać mi endoprotezę z krótkim trzpieniem, ale nie obiecują, że na pewno.
Więc, z powrotem jadę do szpitala w Piekarach Śląskich, a "nowy" lekarz stwierdza ze nie 8, lecz 4 lata tylko mi endoproteza wytrzyma.
Jestem załamana...
Kontaktuje się z prywatnym lekarzem z Wrocławia- Doktorem Kokoszka On tylko ze zdjęcia rtg stwierdza, że zrobi mi nawet kopoplastykę Tylko koszt??? MASAKRA!!! 31tys. jedno biodro i 33tys. drugie biodro. Endoprotezy będą tańsze, a sprowadzi je ze Szwajcarii.
Wiem, że się mnie da doprowadzić do normalnego stanu, wiec myśli zaczynają krążyć- jakby tu zebrać taką kasę Na rodziców niestety, ale nie ma co liczyć bo przecież, pomimo, że mi życie spieprzyli, to nie poczuwają się do odpowiedzialności. "To za dużo dla nich!"- stwierdza moja mama. Tylko, że fiat linea stoi pod ich blokiem, za 50tys. Nawet pomyślałam o oddaniu nerki, ale dałam sobie spokój. Tylko córka trzyma mnie przy życiu, siostra i przyjaciele również.
W ogóle, dziwi mnie ze NFZ woli robić remisje endoprotez, zamiast dać jedną do końca życia, Przecież normalny tryb życia moglibyśmy, prowadzić bez kolejnych zasiłków chorobowych, rent, kosztownych kolejnych zabiegów i rehabilitacji.
Na dzień dzisiejszy jestem zdecydowana na wymianę stawów biodrowych metodą BMHR w Piekarach Śląskich u Dr Mielnika.



Następne wpisy straciłam, ale dzięki siostrze częściowo je odzyskałam.
Okazało się, że siostra skopiowała część mojego bloga, by pokazać mamie. Nie wiedziała dlaczego się uczepiłam tego BMHR-a, gdy to wszystko zobaczyła to zmieniła zdanie.


Odzyskana część:

Obiecanki cacanki
Dziś była przepiękna pogoda. Teraz słońce chyli się ku zachodowi a ja dopiero do domu wróciłam.
Dzień, choć głównie, spędziłam w autobusach (łącznie sześć) oraz przychodni piekarskiej Urazówki, to uważam za udany. Szczególnie,że dr M w końcu ustalił mi termin na 02 lipca 2010 r. Mam nadzieję, że będzie to ostateczny termin operacji i nie wrócę jak poprzednio z "kwitkiem".
Wkurza mnie jednak, że obiecał mi na maj operację, a skierowanie mam na lipiec. Jak mówi powiedzenie "obiecanki cacanki a głupiemu radość". Jednak widziałam jego kajet i naprawdę ma zapchane terminy. Czasem już sama nie wiem co o tym myśleć, bo gdyby nie to, że jest faktycznie rewelacyjnym specjalistą, to pewnie dawno bym zrezygnowała. A może warto na takie ręce poczekać?
Również dziś dowiedziałam się o zmianach jakie zaszły na I oddziale (męskim) a mianowicie aby usprawnić to wszystko stworzyli tam kobiecą sale na której leżą kobiety operowane metodą BMHR. Ponoć ma to uskutecznić ich pracę. I taką właśnie mam nadzieję.


W lutym br. złożyłam w ZUS-ie wniosek o rentę socjalną.


Oczywiście fakt, że tak długo czekałam był z ich winy, ponieważ pani w okienku pozwoliła mi dowieźć na komisję świadectwo ukończenia szkoły, ale nie zaznaczyła tego w moim wniosku. Z tego powodu wysłano do mnie pismo, ale nie zauważyli, że adres korespondencyjny różni się od adresu stałego pobytu i poczta, ot tak sobie krążyła.
Dziś w końcu byłam na komisji, na której to lekarz orzecznik ustalił:
-że jestem całkowicie niezdolna do pracy do 30.04.2013r.
-data powstania całkowitej niezdolności do pracy: od urodzenia
Tak, więc mam tę swoją rentę, choć to jest takie minimum potrzeb na moją rehabilitację.


Szkoła:
Zaliczam konsekwentnie przedmioty z bardzo dobrymi wynikami. Nadal bardzo dobrze czuję się w szkole.
W tym semestrze moja imienniczka oraz przewodnicząca bardzo mi pomagają, gdy mnie nie ma na zajęciach. Na nich to na bank mogę liczyć. Muszę przyznać, że nawet dziewczyna, która działała mi na układ moczowy, stała się przystępna, a ja, o dziwo, nawet zaczynam ją lubić. Dobra powiem głośno: Nie jest taka zła :)


Zdrowie:
Kiepsko!
Nadal łykam tabletki jak wściekła, dziś nawet żołądek mi się zbuntował.
Jutro jadę do mojego dr M. Tym razem nie na oddział tylko do ambulatorium, więc pewnie dostanę skierowanie na operacje. Obiecał mi na pierwsze dni po weekendzie majowym, że mnie zoperuje. Jak wiemy z autopsji, że wierzyć jemu nie warto. Jadę, zobaczę- nie ma co gdybać.
Waga... No na tym polu nie jest łatwo, ale walczę nadal. Łącznie mam parę kilo mniej. Kiedy osiągnę wymarzony cel? Oto jest pytanie!
Na pewno do końca sierpnia muszę schudnąć jeszcze sporo, tzn. jakieś 8 i pół kilo :)
  
A to co?


Domofon dzwoni. Otwieram drzwi, a po schodach idzie kurier z paczką. Robię wielkie oczyska: kurcze nie przypominam sobie, abym cokolwiek zamawiała, czy ktokolwiek z domowników. Jednak kurier utwierdza mnie, że paczka jest przeznaczona dla mnie, choć nazwisko nadawcy totalnie nic mi nie mówi.
Kolejną rzeczą, która mnie zmyliła, był napis UPOS System tj nazwy firma z mojej mieściny. Pozostało otworzyć i przekonać się, choć nawet Krzysiek krzyczał z kuchni, że pewnie to bomba. Rozdarłam opakowanie jakbym w szał wpadła, taka byłam ciekawa zawartości paczki i ...
Nie wierze!
Waga! Elektroniczna! Szklana! Śliczna!
Kolejna myśl to że ukatrupię nadawcę tzn taką diablicę. Kurcze, już nie zażartuje, że można mi cokolwiek kupić na urodziny, bo takie diablice cały rok mogą robić mi urodzinki. Ta diablica jest wyjątkowa. 

...
Chyba wolałabym już, by mi pociąg po nogach przejechał niż czuć ten ból. Nadal bez zmian, a może nawet gorzej. Ból odbiera chęć życia, choć co to za życie, to wegetacja w oczekiwaniu na protezę stawu.


Czy mój ból się w końcu skończy?
Dziś jest fatalnie! I co najgorsze nie wiem co z tym zrobić? Tabletka niby działa, ale kroku praktycznie zrobić nie idzie. Idę bardzo malutkimi kroczkami. O ironio! Fizkom by mnie pochwalił za nie. Jak to mawia: powoli, małymi kroczkami, nie susami.
Czuję, że koniec mojego biodra lewego, zbliża się wielkimi krokami. Leżeć na boku, na nim czuję ogromny ból połączony z chrupaniem. Nawet dotknięcie mnie niechcący, lekko, podczas snu w okolice miednicy lub biodra, to ból nie do wytrzymania.
Dziś byłam w Tesco, bo zakupy musiałam zrobić. Na koniec zakupów, wyprosiłam starszych ode mnie ludzi z kolejki do kasy pierwszeństwa. Nie, dziś nie miałam skrupułów!!! Chciałam to jak najszybciej zakończyć i położyć się spać.
 Tak, spałam ze dwie godzinki i wcale nie jest lepiej Ledwo idę do ubikacji.


30 kwietnia jadę do Piekar.
Zadzwoniłam w tygodniu do mojego operatora i zapytałam: co z moim terminem. Oczywiście, czekałam na kolejne wykręty, ale stało się coś zupełnie odwrotnego. Zapewnił, że zoperuje mnie na początku maja i, że to są najświeższe wiadomości z rana. Miał mnie powiadomić następnego dnia podczas swojego dyżuru na oddziele, bo wówczas ma więcej czasu. Pożyjemy- zobaczymy. Nie takie obietnice prosto w twarz mi składał, więc jak się wybudzę z narkozy to mu uwierzę.
Jestem w kontakcie z dziewczynami, które lekarz ten miał operować. To co mi doniosły spowodowało, że do niego z czystej ciekawości zadzwoniłam. Po pierwsze miały terminy wyznaczone na lipiec a po drugie zaproponował im "lepsze" protezy. Heh, nie wiem co o tym myśleć, bo jestem pewna, że ta proponowana endoproteza z trzpieniem typu nanos, jest naprawdę dobra, ale nadal sądzę, że BMHR jest o niebo lepsza.
Pojadę i wysłucham pana doktora 30 kwietnia w ambulatorium, lecz czy osiągnę cel, tego nie wiem. Nie wiem, bo zbyt długo mnie zwodzi, za dużo obietnic złamał. No, ale w razie czego, zawsze pozostaje Otwock i pewniejszy wrześniowy termin.


Tragiczna karta w historii Polski
10 kwietnia 2010
08:56 - Katastrofa Prezydenckiego samolotu
09:23 - Agencja Reutera informuje: Rozbił się samolot z prezydentem Polski Lechem Kaczyńskim i jego żoną.
10:55 - MSZ Rosji potwierdza: nikt nie przeżył katastrofy.


Żadne słowa nie są w stanie złagodzić bólu rodzin, które straciły swoich najbliższych. Żadne słowa nie są w stanie wyrazić straty, jaką poniosło nasze państwo. Żadne słowa nie oddają szoku i niedowierzania, które towarzyszom wszystkim Polakom.
Jest to tragedia społeczna, polityczna, ale i po prostu ludzka.
Każda z osób, które zginęły, jak i z tych które przez to cierpią jest tylko człowiekiem, ale i aż nim. Każdej z osób należy się wsparcie w równej mierze. Zmarłym modlitwa i pamięć, zaś żyjącym oparcie. Wiem doskonale, że żadne słowa nie zmienią faktów i nie są wstanie uleczyć niczyjego serca, ducha i umysłu. Mimo to z pełnym szacunkiem i oddaniem piszę je mając nadzieje, że będą one choćby minimalnego wsparcia z mojej strony.
Cześć Ich pamięci.

Drogi żniwiarzu! Czy nie dość ci naszej krwi przelanej na obczyźnie?



5 kwietnia 2010
Lany poniedziałek okazał się stosunkowo suchy. Jedynie szwagier z siostrzeńcem popsikali mnie wodą z jajka, a reszta tradycyjnie, jak na Śląsku bywa, "parfiumy" wlewała mi na głowę.
Pod wieczór pojechałam do Warszawy. Gościnę i opiekę zaproponowała mi Katja.Jednak żołądek dawał mi do wiwatu. Nieprzyzwyczajony do ciężkich straw, zareagował na świąteczne przysmaki. Tak więc wypiłyśmy pyszną herbatkę i tak przy rozmowie minęła druga godzina.
Pomimo złych warunków na drodze dość szybko dojechaliśmy na miejsce.


6 kwietnia 2010
O rety! Ale z nas śpiochy! Tego dnia odbyło się spotkanie z bioderkowiczami. Uwielbiam te nasze spotkania, no i poznałam trzech nowych forumowiczów.



7 kwietnia 2010
Od rana się denerwuję, bo mam spotkanie z dr Cabanem w Otwocku, w jego prywatnym gabinecie. Kurcze zawsze trzęsę portami (spodniami) przed nieznanym. Na szczęście doktor okazał się bardzo rzeczowy. W efekcie zaproponował mi endoprotezę typu PROFEMUR z wkręcaną panewką szwajcarskiej firmy. Operację zapowiedział na sierpień/wrzesień tego roku.
Cieszę się bardzo, bo na dzień dzisiejszy nie trzymam się kurczowo Piekar- mam jakąś alternatywę. Przecież, nie można czekać w nieskończone na mojego piekarskiego doktorka, aż pomiędzy Wiedniem, a Orleanem zechce zainteresować się moją skromną, bezrobotną (czyt. zero łapówek) osóbką.


8 kwietnia 2010
Dzień powrotu.
Być w Rzymie, a papieża nie widzieć- nie no nie możliwe!!! Dlatego umówiłam się z najbardziej polecanym, sprawdzonym fizjoterapeutą- Fizkomem. Jego wiedza, podejście do pacjenta, to jest coś niesamowitego. Nauczył mnie naprawdę wiele, choć pewnie to kropla w morzu. Pokazał jak w moim przypadku ważna jest ekscentryka, czyli umiejętność po napięciu rozluźnienia mięśni. Dowiedziałam się, że mam kilka "węzłów", które trzymają moją postawę w niekorzystnym ułożeniu. Najbardziej jednak wspominam moment, gdy mi jakiś tam mięsień nacisnął w udzie a ja odczułam ulgę. Ulgę, której 30 lat nie czułam. Zalecenia m.in. to ćwiczenie mięśni kegla i muszę się przyznać, że mam je również w opłakanym stanie. Próbuję nad nimi panować, ale nie potrafię jak na te chwilę. Pozostaje nadal ćwiczyć i ćwiczyć. Ponad to okazało się,że zupełnie źle ćwiczyłam z piłką, wiec i na tym froncie zmiana o 180 stopni.
Ważne, że czuję, iż nie siedzę bezczynnie, lecz idę do przodu.
Po "wymęczeniu" się u Fizkoma z miłą chęcią pojechałam z dziewczynami: Katją, Ewunią i Agą na przepyszną kawę ORKA do "Coffeeheaven", a potem biegiem na pociąg powrotny. Bilet kupowałam dopiero w pociągu, bo minutę później bym się faktycznie spóźniła na niego.


Wyjazd do Warszawy był niewiarygodnie udany!
Jednak gdyby nie pomoc Katji to pewnie bym nadal marzyła o telefonie z piekarskiej urazówki. Opieka jaką mnie obdarowała jest godna naśladowania. Sama jest "bioderkowa", a jednak obsługa na pięć gwiazdek, dobre słowo, wsparcie...itd Dużo by jeszcze wymieniać jednak powiem w skrócie: "Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie"

1 komentarz:

Kinia pisze...

hahahaha :D
siostry się czasem przydają !!!