Niedziela, ach niedziela

Paskudnie, brzydko, burzowo, pada deszcz, cóż więcej dodać. Za oknem brak jakiegokolwiek powodu, by ruszyć tyłek z łóżka. Do tego z okna widzę jedynie rusztowanie warszawskie, bo blok w którym mieszkam ocieplają, więc widoki ogólnie do d@@py. 
Chciał, nie chciał muszę wstawić kurczaki do piekarnika. Na obiad zaprosiłam rodziców Krzyśka oraz jego chrzestną, a obiad sam się nie zrobi. Owszem Karina i Krzysiek mi pomagali, ale głównym kucharzem byłam ja. Obiad wyszedł znakomicie, palce lizać (dosłownie, bo kurczaka lubię ogryzać w paluchach). Mam nadzieję, że i gościom smakowało, bo ja byłam zachwycona, a szczególnie z kurczaka. Po obiedzie nie zabrakło kawy z "grzesznym" dodatkiem i tak mijało popołudnie w świetnym towarzystwie. 


Późnym popołudniem przyjechała siostra z mężem, a obiadowi goście podziękowali za gościnę i poszli. Wówczas ja się wygodnie wyłożyłam i z pozycji horyzontalnej im towarzyszyłam.
Generalnie niedziela bardzo udana i nawet bez tabletek przeciwbólowych się obyło. Przede mną noc również bez tabletek, bo w mojej okolicy o 21.00 (Karina sprawdzała) dostanę jedynie Apap. Jak mogłam tak się załatwić, nie mam pojęcia, jednak brakiem tabletek się nie zrażam tak bardzo, w końcu trzeba kiedyś przestać brać te prochy. 
Jak dobrze będę się czuła, to jutro idę na basen. Rana w końcu całkowicie się wygoiła, więc nie ma obawy, że coś  może zapaskudzić moją ranę, a na basenie nie trudno o bakterie.

Brak komentarzy: