3 września 2010- pierwsza wizyta

Wstawanie wczesną porą nie należy do moich mocnych stron. Chętnie bym jeszcze poleniuchowała, a jednak muszę ruszyć tyłek, bo dziś pierwsza wizyta kontrolna u mojego operatora po operacji wszczepienia protezy BMHR w moje szanowne bioderko.


Kawa! Ta myśl jako pierwsza nasuwa mi się o 6.00 rano, bo przecież jakoś muszę przeżyć ten dzień. Potem poranna toaleta, włosy i makijaż robię trzęsącymi się rękoma, ale chyba mi się udał, bo po południu córka stwierdziła, że w końcu się ogarnęłam, a z jej ust to mega komplement Muszę się spieszyć, minuty lecą, napięcie nabiera na sile, aż Kari dostał się ochrzan :( ale autobus nie będzie czekał.


Dziś w tę podróż wybieram się autobusem, a właściwie trzema. Siostra miała mnie zawieźć, ale powiedziałam, że ma zadbać o siebie i nie przejmować się mną. Jak mogłam wybrać miedzy zdrowiem siostry, a moim? I jej i moje zdrowie jest dla mnie tak samo ważne!!!
Zdążyłam, a nawet na przystanku byłam przed czasem. Wsiadam do niego, ustępuje mi miła dziewczyna. Przystanek dalej wsiada staruszka o lasce i jakoś nikt się nie kwapi do ustąpienia jej miejsca. Nie wytrzymuję i wypraszam z miejsca dziewczynę, której chyba nie było w smak stać całą drogę, ale przy mnie takie sytuacje nie będą miały miejsca. Zawsze będę głośno protestować, ucząc ludzi kultury.


Do ambulatorium docieram stosunkowo szybko. Idealne połączenia ułatwiły mi na maksa drogę, a do tego na szczęście podjeżdżały same niskopodłogowe autobusy. Chyba ktoś tam czuwa nade mną :) Ludzie również pomagali mi cóż za milusia podróż, aż ciężko uwierzyć.


Kolejka w ambulatorium była wyjątkowo krótka o tej godzinie. Stanęłam i już "dopadła" mnie jedna z forumowiczek. Zarejestrowała mnie pani w okienku i poszłam ze znajomą usiąść, a ciekawa konwersacja nie miała końca. W końcu w gabinecie pojawił się dr Mielnik. Ludzie jak hieny go dopadły. Każdy miał coś najważniejszego w życiu do załatwienia. Nic dziwnego dla każdego zdrowie jest na pierwszym miejscu, ale kulturę zostawili za drzwiami. 


Siedzę, minuty lecą. W pewnym momencie dostrzegam Andrzeja Grabowskiego. Stoi, zawieszony na kulach, identycznie jak ja to robię. Na początku kątem oka mu się przyglądam, ale brak mi odwagi, by do niego podejść, porozmawiać. Katja mnie zabije, bo nadal brakuje nam "twarzy" fundacji. Podejść, nie podejść, non stop krąży mi po głowie. Pan Andrzej jest bez przerwy zaczepiany przez fanów, popularność nie daje odpocząć nawet w chorobie. Żona cierpliwie czeka z nim w kolejce jak każdy zwykły pacjent, co mnie troszkę dziwi, a z drugiej strony dodaje mu wielkiego plusa, że się nie puszy. Naprawdę wyglądał i zachowywał się bardzo skromnie. Szacunek Panie Andrzeju!


W końcu wywołują moje nazwisko. Wchodzę, obserwuję "mojego" pana doktora, on jest zachwycony moim wyglądem, nawet zapewnia mnie, że wyglądam kwitnąco. Natomiast on pomimo, że przyjmuje pierwszy dzień po urlopie, to nie wygląda na wypoczętego. Czyżby za krótkie wakacje? A może pacjenci już zdążyli z niego wyssać jego energię. Niby się uśmiecha, jest jak zwykle sympatyczny, ale coś nie do końca tutaj gra.
Doktor od razu daje mi skierowanie do pracowni RTG na zdjęcia: AP miednicy oraz osiowe lewego biodra. Na to czekałam, to jest jedyne, co może mnie dziś uszczęśliwić, a właściwie to co wyczyta z niego lekarz. Po godzinie dostałam się w końcu na sesję zdjęciową. Zaglądam na fotki i czuję jak kamień spada mi z serca. Ulga! Panewka wg mnie wygląda ok i jest na swoim miejscu, a to było dla mnie cholernie ważne. Dr Mielnik potwierdza moją opinię. Chce mi dać skierowanie na rehabilitację, z czego oczywiście rezygnuję, po czym opowiadam mu moją przygodę z NFZ-owską rehabilitacją, jak musiałam po 30 razy ściskać pośladki, wciskać kolana oraz jakiś rulonik ściskać miedzy udami. Ostatniego ćwiczenia w ogóle nie powinnam robić, bo stymuluje przywodziciela, z którym mam olbrzymi problem. Oczywiście jeszcze mam 10 min magnetronic, 10 min solux na kręgosłup (odcinek lędźwiowy) oraz 10 min elektryczną stymulację mięśnia czworogłowego w lewym udzie.  Z terapii rezygnuję po pierwszej wizycie, bo nie chcę by mi zaszkodzili. Zresztą, ten zestaw uważam za kpinę w prawie dwa miesiące po operacji, z czym zgadza się mój operator. Opowiadam jemu również o moim fizjoterapeucie, do którego chodzę prywatnie i dzięki któremu wracam do pełnosprawności,szkoda, że małymi kroczkami. Basen na który regularnie uczęszczam, również bardzo pochwala :) Następną wizytę ustala na 26 listopada, a do tego czasu mam chodzić o dwóch kulach. Stwierdza, że i tak u mnie końcowy efekt będzie dopiero po operacji drugiego biodra. 

Tak chciałam dostać do domu świeże zdjęcie rtg, by pokazać wszystkim moje wyremontowane bioderko, niestety doktor potrzebuje je (ciekawe do czego?), ale obiecuje mi, że następnym razem będę mogła je zabrać.
Oczywiście za dużo pytań, zbyt duże podniecenie ze świetnych efektów i nie zapytałam się kiedy mam termin operacji drugiego biodra. Ale ze mnie ciapa! Zapytam przy następnej wizycie :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kopie zdjecia mozna dostac w pracowni rtg za opłatą 20zł.pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Bardzo się cieszę Iwonko że wszystko jest dobrze duże buziole Bonia